Jeśli macie w swoich planach podróżniczych włoską Apulię, a mimo wszystko nie chcecie deptać śladami instagramerów i odkryć jej kawałek tylko dla siebie i to bez tłumów, to wybór okolic Gallipoli do zbazowania może być całkiem dobrym pomysłem. W tym włoskim regionie, który ma 19,5 tys. km. kw. powierzchni i prawie 750 km linii brzegowej jest jeszcze całkiem sporo nieuczęszczanych szlaków. I zdradzę Wam pewien sekret. Możecie być w Apulii i wcale nie być w Alberobello… Serio. A poniżej znajdziecie propozycję wycieczki na dzień lub półtora, w zależności od tempa zwiedzania.
Gallipoli
Gallipoli leży na zachodnim wybrzeżu „obcasa” nad Morzem Jońskim. To nie to tureckie Gallipoli, pod którym rozegrała się krwawa bitwa między 1915 a 1916 rokiem. I chociaż to włoskie Gallipoli ślady jakieś historii w sobie nosi, to nosi ono również znamiona „kolejnego” włoskiego miasteczka. Spacerując uliczkami starego miasta natrafić można na typowe włoskie klimaty: wąziutkie uliczki, plątaninę zaułków, biegające koty i suszące się wszędzie pranie. Ciasne przestrzenie dają dużo cienia latem i nie pozwalają słońcu rozpanoszyć się na dobre. Klaustrofobiczność owej ciasnoty podbijają jeszcze przejeżdżające i niemiłosiernie głośne w tych warunkach Vespy oraz zaparkowane tu i ówdzie malutkie, sliczniutkie Piaggio Ape, które służą Włochom do przewozu absolutnie wszystkiego. Całość dosładzają drobne detale, takie jak doniczki pełne kwiatów, kaktusów oraz zdobione, drewniane drzwi z różnorakimi kołatkami. Odniosłam również wrażenie, że budynki we Włoszech starzeją się jakoś tak z… godnością. Odpadający tynk, łuszcząca się farba, zapuszczone okiennice, to wszystko ma swój urok, którego brakuje mi na polskich osiedlach. Stare, brzydkie, odrapane, ale jednak piękne. W skrócie- idzie się zakochać. Konkluzję mam jeszcze jedną- chciałabym się starzeć jak te budynki we Włoszech! Z godnością, serio!
Spacer po porcie i starej części Gallipoli dosłodziliśmy sobie jeszcze wizytą w pasticcerii, z racji, że trattorie i ristoranti „siestowały się” w najlepsze. Jeśli będziecie kiedyś w starym Gallipoli, to może głód zaprowadzi Was do Martinucci Laboratory na ulicy Riviera Armando Diaz, które to znajduje się nieopodal Mercato Coperto i Castello di Gallipoli. Dostaniecie tu nie tylko wszelkiej maści ciasta, ciasteczka, desery lody, kawę i szybkie wytrawne przekąski w stylu calzone i panini, ale coś znacznie więcej. Angielskie słowo „experience” (doświadczenie) doskonale oddaje to o co mi chodzi. Bo bycie we włoskiej kawiarni to doświadczenie i przeżycie samo w sobie. Jeśli lubicie kawiarniany gwar, kulturę picia kawy, podglądanie życia miejscowych, szybkie espresso przy barze lub wręcz przeciwnie- powolne i rozciągłe delektowanie się cukierniczymi delicjami, to Martinucci Laboratory wszystkie te warunki spełnia. Ot, taka moja mała rekomendacja niespełnionego „foodie” (smakosza).
Miasto miastem, ale ileż można plątać się po tych wąskich uliczkach, jeśli okolice Gallipoli oferują znacznie więcej? Ucieczkę z miasta zaczęliśmy od…
Punta della Suina
Satelitarny widok google maps pokazywał mi niebieskie punkciki (parasole) i zaparkowane auta na parkingu. Na szczęście po sezonie w Apulii wszystko wygląda trochę inaczej. Po turystach, leżakach i parasolach nie zostało ani śladu. Nikt nie pilnował poboru opłat za parking, bo i po co. Beach bar na bezludnej niemal plaży w spokoju hibernował się do lata. Na plaże wiedzie ścieżka biegnąca przez bardzo urokliwy lasek piniowy.
Charakterystyczne jest to, że wiejący od morza wiatr powyginał drzewa w jedną stronę. Na końcu koślawego lasku znajduje się plaża. Trochę piaszczysta, trochę skalista, trochę brudna. Nie wiem czy śmieci walające się na włoskich plażach znikają w cudowny sposób z nadejściem sezonu turystycznego, czy raczej Włosi udają, że problemu nie ma? Nie mówię o całym morzu śmieci, ale o plastikowych butelkach, gazetach, częściach garderoby (!) i innych śmieciuchach pozostawianych tu i ówdzie, które jednak mimo wszystko drażniły moje oko. Plaża na Punta della Suina dostaje ode mnie piątkę za malowniczość (skały i sąsiedztwo lasku piniowego!) i dopuszczający za czystość!
Parco Selvaggio
Kolejną ciekawą miejscówką w okolicach Gallipoli jest Parco Naturale Porto Selvaggio. Na skraju parku znajduje się wysoki klif, na którym stoi Torre dell’Alto– wieża strażnicza z XI wieku zbudowana z wapiennych bloków. System wież strażniczych jest na południu obcasa bardzo dobrze rozwinięty i łatwo osiągalny dla turysty zainteresowanego odwiedzaniem kolejnych tego typu budowli. Dawniej były one były elementem systemu ostrzegania i obrony wybrzeża przed niechcianymi gośćmi nadciągającymi od strony morza, np. piratami. Dzisiaj urozmaicają apulijski krajobraz i dostarczają darmowej rozrywki turystom. A sam park jest obszarem chronionym, który charakteryzuje się skalistą, poszarpaną linią brzegową, laskami piniowymi oraz roślinnością typowo śródziemnomorską. Na jego terenie znajdują się jeszcze dwie inne wieże: Torre Uluzzo i Torre Inserraglio. Na terenie parku jest także jaskinia wapienna Grotta del Cavallo.
Wracając jednak do samej Torre dell’Alto, to położona jest bardzo malowniczo na klifie. Dojście do niej to spacerkiem jakieś 10 minut pod górkę… z dziećmi. Dalej ścieżką wśród agaw i starych drzewek oliwnych dotrzeć można na punkt widokowy (Belvedere) i do Villi Tafuri, której nijak nie widać zza grubych, kamiennych murów. Z punktu widokowego roztacza się idylliczny wręcz widok na turkus Morza Jońskiego i dalszą część Parco Selvaggio.
Jak na jeden dzień przygód i przemieszczania się starczy. Okolice Gallipoli mają jeszcze inne ciekawe i warte odwiedzenia miejscówki, ale odkryję je przed Wami już w kolejnym wpisie.
Rebeka von Jurgen
*Spodobał Ci się ten artykuł? To zostaw po sobie ślad w komentarzu, poślij go dalej w świat, daj serducho na Instagramie albo lajka na Facebook’u.
Zaobserwuj mnie również na moich profilach w social media: Instagram & Facebook!
Spodobał Ci się ten lub inny artykuł na blogu? To postaw mi wirtualną kawę:). Wesprzesz mnie w ten sposób jako autorkę internetową. A możesz to zrobić klikając w ikonkę poniżej.