Otranto
Będąc w Apulii trzeba zwiedzać, jasna sprawa. Ale, że wybór różnych miast i miasteczek naszpikowanych wąskimi, klimatycznymi uliczkami, które pełne są kotów i suszącego się prania oraz różnych architektonicznych, zabytkowych cudowności jest w tym regionie Włoch zbyt duży, to trudno dokonać słusznej decyzji. A gdyby rzucić te wycieczkowe klasyki w diabły i ruszyć się poza apulijskie miasta i miasteczka, które w gruncie rzeczy są do siebie jednak dość podobne? Jeśli szukacie ucieczki z miasta tak jak ja, to mam dla was propozycję pewnej jednodniowej objazdówki samochodowej. Przekonacie się, że można być w Otranto i go jednocześnie nie zwiedzić, bo ważniejsze i ciekawsze okazuje się obejrzenie starego wyrobiska po kamieniołomie boksytów oraz spacer w dół klifu do latarni morskiej!
Otranto- stare miasto
Wracając jednak do samego Otranto, to położone jest ono dość malowniczo nad brzegiem Morza Adriatyckiego. Po drugiej stronie cieśniny znajduje się już wybrzeże Albanii. Miasteczko zamieszkuje niecałe sześć tysięcy mieszkańców. W sezonie turystycznym oprócz zabytków oferuje również piaszczyste plaże w jego samym centrum. Stare miasto otoczone jest niemal w całości murami obronnymi, które często nasuwają skojarzenia z ich dubrownickim odpowiednikiem „zza miedzy”. Uderzając na starówkę od jej południowo- wschodniej części natkniecie się najpierw na Castello Aragonese, czyli zamek warowny z fosą z XI w. Nieco dalej na północ od zamku, który możecie zwiedzić za całe 3€ od osoby dorosłej, znajduje się Torre Matta. Z wieży roztacza się bardzo pocztówkowy widok na marinę oraz dalszą część starówki i murów miejskich. No ale dość z tymi klasykami z przewodnika, miała być przecież ucieczka z miasta. Zanim jednak to nastąpi, wspomnę tylko jeszcze, że w Otranto należy zrobić to co robi się we wszystkich włoskich miasteczkach- zgubić się w wąskich uliczkach i odnaleźć w nich coś do jedzenia. Na przykład w Blu Bar Snack, w którym przy odrobinie szczęścia spotkacie tego samego, najsympatyczniejszego i najbardziej pomocnego kelnera pod całym apulijskim niebem, którego my spotkaliśmy. A tak poza tym, to zjecie tu szybkie przekąski i weźmiecie cornetto con cioccollatta na wynos, bo przecież to nie koniec zwiedzania, a jakiś zapas kalorii trzeba mieć! Po tym krótkim spotkaniu z sympatycznym Otranto pora ruszyć się dalej w teren!
Cava di Bauxite. Rubin, turkus i szmaragd
Ziemia w tym miejscu miała kolor czerwony, a ja czułam się stopując po niej jak łazik marsjański. Tej czerwieni nie zrobiłby żaden filtr na Instagramie, ani żaden preset. Ani tego, że po dłuższej chwili ziemia przyklejała się do butów jak sami wiecie co😉… Brzegi sadzawki co prawda zarosły już trochę wodnym trawskiem, ale na szczęście bez uszczerbku dla szmaragdowego koloru wody. Stąpanie po tych lepkich i śliskich czerwonych zboczach przypominało balansowanie pomiędzy dwoma światami, z których pierwszy- rubinowy, jest przeorany niczym krater po lądowaniu meteorytu. Mimo wszystko działa w nim grawitacja i jako taka, gliniasta, śliska przyczepność. Drugi świat był wodą i powietrzem, turkusem i szmaragdem. Jego ulotność i płynność nie dawała poczucia stabilizacji, a jedynie wieczną tęsknotę za tym co chwilowe i ulotne. Zupełnie jak kolor sadzawki i apulijskiego nieba nad Morzem Adriatyckim, które za chwilę miały się stać już tylko wspomnieniem.
Jak odkrywa się takie miejscówki, których nie ma w przewodnikach, a wyglądają kosmicznie i zjawiskowo? Na tyle zjawiskowo, że od razu wiesz, że musisz tam pojechać i obejrzeć to na własne oczy (tym bardziej że wstęp jest za darmoszkę:)? Recepta jest prosta. Instagram przyciąga różnych dziwnych ludzi, którzy chcą sobie zrobić zdjęcie w różnych, dziwnych miejscach i później je upublicznić 😊.
Cava di Bauxite to nic innego jak pozostałość po starym kamieniołomie boksytów. Taka dziura w czerwono- rudo- brunatnej ziemi ze szmaragdową sadzawką w środku. Znajduje się na obrzeżach Otranto i stanowi doskonałą alternatywę dla klimatycznych, ciasnych uliczek i starych, średniowiecznych murów obronnych miasta. Bo znajdziecie tu wszystko to, czego nie ma w sobie stare miasto w Otranto. Przestrzeń, kolor, wolność! Kamieniołom działał jeszcze do połowy lat 70 XX w. Z czasem w kraterze kamieniołomu zaczęła zbierać się woda, która utworzyła mały stawek. Szmaragdowy, opalizujący kolor zawdzięcza pozostałości boksytu w kamieniołomie, który jest skałą osadową składającą się głównie z wodorotlenków glinu. Boksyt jest głównym źródłem aluminium na świecie.
Nieopodal sadzawki znajduje się parking na polance, w sezonie podobno płatny (3€). Jeśli będziecie w tej okolicy, to wybierzcie się do „kamieniołomu” najlepiej podczas złotej godziny. My byliśmy w samo południe, dlatego słońce było jeszcze zbyt ostre i agresywne. Tuż przed zachodem Cava di Bauxite musi wyglądać na prawdę zjawiskowo, skoro bez problemu obroniło się kolorami w środku dnia.
Faro di Punta Palascia
Kolejna propozycja na ucieczkę z miasta. Około 6km na południe od Otranto, w Punta Palascia wyrasta samotnie z klifu i poszarpanych skał latarnia morska. Latarnia jak latarnia, pomyślicie. Świeci w nocy i jest wysoka. Może i tak, ale niejedna latarnia morska może pozazdrościć Faro di Punta Palascia okoliczności przyrody, w jakich ją wybudowano. Ze szczytu klifu roztacza się wspaniała panorama na Adriatyk. Wyobraźnia podpowiada, że gdzieś za cieśniną Otranto jest już wybrzeże Albanii. U podnóża klifu fale morskie rozbijają się o skały, na których przycupnęli wędkujący mężczyźni. Nigdy za bardzo nie rozumiałam tej całej filozofii moczenia kija godzinami w wodzie. Ale mając do dyspozycji tylko dla siebie całą tą kotłującą się morską kipiel i jej dobrodziejstwa, to ja to wędkowanie bardzo rozumiem. I bardzo szanuję.
Spacer w dół klifu do samej latarni zajmuje jakieś 10 min. Po sezonie oczywiście wszystko zamknięte jest na cztery spusty, więc można delektować się w samotności widokami i szumem morza, zapatrzeć się w dal albo na łowiących gości, którzy posiedzą tu zapewne do zmierzchu i poczekają, aż coś nawinie się na wędkę.
Na szczycie klifu znajduje się niewielki parking i wejście na ścieżkę wiodącą w dół do latarni. Atrakcja całkowicie darmowa, przynajmniej po sezonie.
To jak, gotowi na ucieczkę z miasta😊?
Rebeka von Jurgen
*Spodobał Ci się ten artykuł? To zostaw po sobie ślad w komentarzu, poślij go dalej w świat, daj serducho na Instagramie albo lajka na Facebook’u.
Zaobserwuj mnie również na moich profilach w social media: Instagram & Facebook!
Spodobał Ci się ten lub inny artykuł na blogu? To postaw mi wirtualną kawę:). Wesprzesz mnie w ten sposób jako autorkę internetową. A możesz to zrobić klikając w ikonkę poniżej.