Poniżej druga część wpisu o ciekawostkach z pięknej Italii i Apulii. Gdyby skusiła Was również pierwsza, to znajduje się tutaj:).
Dolce far niente i Dolce vita
„Dolce far niente” to jest to, co Włochom wychodzi bardzo dobrze, czyli słodkie nicnierobienie, próżnowanie, przyjemne leniuchowanie, czy jak to tam jeszcze chcecie nazwać. Można też spróbować nazwać to inaczej: nieróbstwem, obijaniem się, bumelanctwem. Ale to już nie brzmi tak słodko! A przecież chodzi po prostu o to, żeby w ciągu dnia znaleźć chwilę dla siebie i swoich myśli. To co trzeba zrobić na cito, może przecież poczekać. Po co ten cały pośpiech. A skoro coś poczekało jeden dzień, to przecież może poczekać też drugi i trzeci… Coś się przewróciło i leży? Widocznie tak miało być😊. Z dolce far niente już tylko kilka kroków do „dolce vita”, czyli słodkiego życia. A co to dla Włochów właściwie oznacza? Delektowanie się małymi przyjemnościami, łapanie pięknych, ulotnych chwil i rozciąganie ich w nieskończoność. Dolce vita to miłość do spotkań z bliskimi, biesiadowania, przedłużających się kolacji przy winie i muzyce. To miłość do słońca, dobrej zabawy, równowagi między obowiązkami i pracą, a odpoczynkiem i spokojem. To wszystko to, czego my, nieustannie zabiegani Polacy, tak bardzo możemy Włochom zazdrościć.
Coperto
Jeśli na rachunku z restauracji zobaczycie pozycję „coperto”, to na pewno nie jest to coś, co zjedliście. Brak wiedzy o tym czym jest coperto może okazać się dość ciężkostrawna i skutecznie zaburzy Wam obraz dopiero co skończonego idealnego, włoskiego posiłku. A coperto to nic innego jak doliczana do rachunku opłata za stolik, za zajęcie miejsca przy nim i za obsługę. Nie jest to napiwek. Coperto płaci się od osoby. Zazwyczaj jest to od 1-2 €. Chociaż może być i więcej… W menu restauracji powinna być informacja o tym ile wynosi coperto. Marzy wam się poranne szybkie espresso w kawiarni? Wypijając je od razu przy kontuarze, możecie uniknąć dodatkowej opłaty.
Attenzione per i bambini!
Włosi lubią dzieci! Nasze dwa bąbelki były ciepło przyjęte, gdziekolwiek się nie pojawiły. Uśmiechy sypały się na lewo i prawo, a raz ich obecność w barze z przekąskami opóźniła właścicielce moment rozpoczęcia siesty o jakieś 5 min. „Być może to dzięki dzieciom nie wyprosili nas wcześniej?”, pomyślałam, gdy za moimi plecami trzasnęły drzwi i zachrobotał klucz w zamku. Właścicielka chyba odetchnęła z ulgą, że mogła się w końcu udać na zasłużoną siestę.
Jeśli chodzi natomiast o udogodnienia dla podróżujących z małymi dziećmi to Apulia ma je daleko w tyle. Zapomnijcie tu o niskich krawężnikach, idealnych na spacer z wózkiem. Jeśli ktoś narzeka na wysokość polskich krawężników, to odeślę z hukiem do południowych Włoch. Schody- krawężniki, krawężniki- schody i tak na zmianę. Miejskiej, publicznej toalety z oddzielnym pomieszczeniem dla matki i dziecka też nigdzie nie widziałam (to nie Szwecja😉). Co zaś tyczy się wyboru produktów dla dzieci i niemowląt w sklepach, to przedstawia się to dość standardowo: pampersy, chusteczki, kaszki, mleko w proszku, papki w słoiczkach. To wszystko tu jest. Mamo, tato! Nie musicie zabierać z Polski żelaznych zapasów żywnościowych dla swojego bobasa! Włosi też mają małe dzieci i też je czymś karmią. A jeśli dzidziuś będzie miał ochotę na mięsny słoiczek o smaku cielęciny, jagnięciny, dziczyzny czy też koziny (!), to nic trudnego (koniny w słoiczku tylko nie widziałam😊…). Dostępne od ręki na dziale z produktami dla dzieci.
Poradnik kierowcy
Jak być kierowcą w południowej Italii i nie zwariować? Spokojnie, to nie jest jak balansowanie na krawędzi życia i śmierci, ani nie skrzyżowanie dróg w centrum Mumbaju. Jednak parę ogólnych wskazówek polskiemu kierowcy bardzo się przyda. Południowcy jeżdżą szybko, włączają się do ruchu gwałtownie, często tego nie sygnalizują.
Na rondach zachowują się dość spontanicznie. Pieszych raczej nie przepuszczają na przejściu, więc trzeba grzecznie czekać na swoją kolej na chodniku. Ich auta są dość poobijane, przerysowane, a jeśli zarysują i Twoje (co z tego, że z wypożyczalni…), to tym bardziej wpasujesz się w lokalny koloryt. Nasz Opel Corsa z wypożyczalni nosił lekkie ślady przygód parkingowych, ale było to już naniesione w protokole odbiorczym. Na wszelki wypadek zrobiliśmy mu jednak sesję zdjęciową i plan filmowy. Z wypożyczalniami ostrożności nigdy za wiele. Wypożyczalnia na którą się zdecydowaliśmy to Sicily by car. Okazała się być najpopularniejszą wśród turystów na lotnisku w Brindisi, bo tylko do niej ustawiały się kolejki przy odbiorze i zwrocie. Z perspektywy czasu może wybrałabym inną, żeby uniknąć godzinnej kolejki po odbiór samochodu. Samotne stanie w ogonku jest jeszcze OK, ale stanie z dwójką małych dzieci już zdecydowanie OK nie jest. Suma summarum, oferta tygodniowego wynajęcia auta była dobra, obsługa też, obyło się bez krzywych akcji z wypożyczalnią, więc jakby co, to mogę polecić Sicily by Car bezdzietnym turystom😊… Jedna ciekawa uwaga. W trzech regionach Włoch (Apulia, Sycylia, Kalabria) wykup dodatkowego, pełnego ubezpieczenia auta nie znosi całkowicie odpowiedzialności finansowej kierowcy za szkody (tzw. zwolnienie z wkładu własnego w udziale w szkodzie). Gdybyśmy przerysowali naszego piździka, pomimo zakupu super- hiper ubezpieczenia od wszystkiego, to nadal nasz udział finansowy w likwidacji szkody wynosiłby 200 euro. Zawsze lepsze to niż np. tysiąc, dwa czy trzy tysiące euro pobrane z karty kredytowej… We Włoszech po prostu warto ubezpieczyć wypożyczone auto i basta!
Parcheggio
O parkowaniu we Włoszech krążą legendy. Prawda jest taka, że statystyczny Giuseppe wciśnie się wszędzie swoim małym autkiem, nawet kosztem zarysowania swojej fury i fury sąsiada. A jeśli nie dysponuje akurat samochodem, to przynajmniej Vespą albo malutkim, śliczniutkim, zardzewiałym, trójkołowym Piaggio Ape służącym do przewozu kapusty i kalarepy z pola😊. Do rzeczy. Przy parkowaniu auta trzeba zwracać uwagę na kolory linii i lepiej tych linii nie przekraczać, czyli parkować równo na wyznaczonym miejscu. Kolor biały oznacza darmowe parkowanie, niebieski płatne (zazwyczaj w pobliżu stoi jakiś parkomat), a kolor żółty miejsce parkingowe zarezerwowane np. dla mieszkańców, służb etc. Ważne jest też, żeby nie wjeżdżać w strefy oznaczone ZTL, czyli Zona Traffico Limitato (strefa ograniczonego ruchu samochodowego). Zazwyczaj znajdują się one w ścisłym centrum miast. Kamera „zony” na pewno złapie Was w swój obiektyw po przekroczeniu magicznej linii, a wtedy mandacik gwarantowany. ZTL może być po prostu znakiem zakazu wjazdu w wyznaczonych godzinach i dniach tygodnia lub monitoringiem do zarabiania pieniędzy. W przypadku kamer (controllo elettronico accesso) wyświetlany jest komunikat kiedy są aktywne i rejestrują ruch (varco attivo) i kiedy są wyłączone (varco non attivo). W parkomatach można płacić monetami, kartą lub przez aplikację. Jeśli ciężko Wam będzie ogarnąć instrukcję korzystania z parkomatu, bo pisana jest w jedynym słusznym języku we Włoszech, czyli we włoskim i nie zrozumiecie zawiłego opisu na znaku parkingowym, kiedy można za darmo zostawić swoje auto, a kiedy nie, to zawsze możecie skorzystać ze sposobu na Janusza i Grażynę… Czyli- stoimy przy parkomacie i głupawo się rozglądamy. Udajemy, że czytamy instrukcję, a w rzeczywiście obserwujemy zachowanie miejscowych, parkujących Włochów. Jeśli oleją parkomat, a ich samochód nie ma żadnego biletu, karty dla mieszkańców czy ustawionej tarczy parkingowej, to możemy śmiało założyć, że parkowanie w tym czasie jest za darmo, skoro i oni nie zapłacili. „When in Rome, do as the Romans do” cytując dawne, angielskie przysłowie. Przetestowane na parkingu przy promenadzie w Porto Cesareo😊… Jakby co.
Stazione di servizio (stacja benzynowa)
Kolejną ciekawą sprawą jest tankowanie we Włoszech. Paliwo w Italii jest drogie (litr benzyny około 1,6- 1,7 €), przy czym zdecydowanie droższe robi się w pobliżu autostrad. Włoskie stacje benzynowe dzielą się na samoobsługowe i z obsługą, co może oznaczać po prostu tyle, że gdzieś w pobliżu czai się jakiś pracownik, który niekoniecznie jest wami zainteresowany, bo i tak przecież możecie zatankować sami i zapłacić w automacie. Jeśli szukacie paliwa, a macie jeszcze wybór i nie musi być to pierwsza stacja z brzegu, to lepiej wybrać te obsługowe. W razie problemu z tankowaniem lub płaceniem za paliwo zawsze można na migi lub z pomocą translatora poprosić jakiegoś Włocha o pomoc… Tak było w naszym przypadku gdy nie mieliśmy przy sobie gotówki, a automat odmówił współpracy z polską kartą płatniczą oraz kartą kredytową. No jakoś te 60€ trzeba było zapłacić, więc w pobliskim barze, który dawał jedyne oznaki życia na tym pustkowiu, musieliśmy skorzystać z uprzejmości „kierownika obsługi”. W swoim komputerku wklepał kwotę za tankowanie, przeciągnął kartę i już! Spłaciliśmy paliwowy dług i byliśmy wolni! Byliśmy również sensacją dla facetów przesiadujących w tym barze. Chyba znacie to uczucie, gdy wchodzicie na nieznane sobie terytorium i nagle przykleja się do Was milion spojrzeń i uniesionych ze zdziwienia brwi. Nie znacie? No to spróbujcie zatankować samochód po dwudziestej, w drugiej połowie listopada, gdzieś na apulijskiej prowincji w przydrożnym stacjo- barze, w którym przesiadują wieczorami sami „stali bywalcy”. Powodzenia! Tak, zwykłe tankowanie może być też przygodą życia!
A jeśli już zamarzy Wam się, żeby ktoś z obsługi to paliwo osobiście wlał do baku Waszego auta i będziecie mieli na tyle szczęście, że znajdziecie stanowisko z napisem „con servizio”, to wiedzcie, że za tą dodatkową „uprzejmość” zapłacicie około 0,5€ więcej za każdy zatankowany litr paliwa. Czyli drogie paliwo robi się jeszcze droższe, bo ktoś Was wyręczył. Lenistwo ma swoją cenę.
Drogi w Apulii są jakie są. Bywają dziurawe i w złym stanie, walają się przy nich śmieci lub pozostawione worki ze śmieciami, a krajobraz apulijskich dróg urozmaicają od czasu do czasu prostytutki. Generalnie jakością nie powalają, ale polski kierowca na pewno dobrze się na nich odnajdzie i szybko przyzwyczai. W końcu u nas kultura jazdy i stan nawierzchni bywają podobne.
Kontakty
Z pozoru bardzo prozaiczna rzecz jaką jest gniazdko i wtyczka. Wiadomo, w podróży prąd się przydaje. Włoskie kontakty i wtyczki różnią się nieco od tych, które macie w domu, dlatego warto zaopatrzyć się wcześniej w adapter. Ładowarka do smartfona jeszcze jakoś się w tym włoskim kontakcie pomieściła, ale ładowarka do laptopa już nie. Przejściówkę warto mieć i tyle.
To już chyba wszystkie rady mniej lub bardziej praktyczne oraz ciekawostki, które udało mi się zebrać i oszlifować w zgrabny wpis. Włochy są łatwym krajem do podróżowania. Ale warto się chociaż w niewielkim stopniu przygotować. Jak do każdej zresztą podróży.
Rebeka von Jurgen
*Spodobał Ci się ten artykuł? To zostaw po sobie ślad w komentarzu, poślij go dalej w świat, daj serducho na Instagramie albo lajka na Facebook’u.
Zaobserwuj mnie również na moich profilach w social media: Instagram & Facebook!
Spodobał Ci się ten lub inny artykuł na blogu? To postaw mi wirtualną kawę:). Wesprzesz mnie w ten sposób jako autorkę internetową. A możesz to zrobić klikając w ikonkę poniżej.