Wpis zawiera reklamę sponsorowaną
Lechaio i Zatoka Koryncka
W długie jesienne, covidowe wieczory chętniej sięgamy do letnich wspomnień. Pachnących olejkiem do opalania, rozedrganych graniem cykad momentów tak jasnych od oślepiającego sierpniowego słońca i błękitu nieba, że gdyby były one kliszą, to na pewno prześwietloną.
Wspomnienie lata…
Te wspomnienia są jak przejście przez most nad rzeką, nad którą unosi się gęsta mgła. Za nami widać już tylko mglisty, ledwo dostrzegalny kontur brzegu, który symbolizuje to co minione, to co przeszłe. Przed nami, po drugiej stronie, wciąż czeka na nas to co nieznane, spowite chłodną aurą nadchodzących zimowych miesięcy, ale finalnie dające nadzieję na powtarzalność cyklów w życiu i nadejście lata.
Im dłużej stoimy na tym moście, tym bardziej otula nas delikatna mgiełka wspomnień. Unosi się do nozdrzy, szczelnie wypełnia wszystkie fałdki i zagłębienia ciała, wchodzi do kieszeni, przykleja się do palców i oblepia zęby jak krówka. Na końcu zakleja oczy, żebyśmy jeszcze bardziej mogli oddać się obrazom spod powiek. Chwilę później już nas nie ma, już nas nawet nie widać. Zostaliśmy pochłonięci przez tęsknotę za latem.
Oczekując nadejścia kolejnego, wzdychamy do poprzedniego. Niewierni jesteśmy tym letnim reminescencjom. Chcemy mieć cały czas nowe, inne, piękniejsze, doskonalsze.
Urok tkwi w detalach
Urok podróży często skrywa się w niczym konkretnym. To nie musi być flagowa atrakcja danego miejsca. To może być zachwyt straganem z warzywami i owocami, wdrapanie się na wcale nie najwyższy klif, kawa na tarasie z widokiem na zatokę, odgłos pędzących nocą skuterów i zapach świecy antykomarowej na balkonie, zerwana moskitiera w oknie i butelka domowej oliwy na powitanie. Radość tkwi czasem w detalach, w tych puzzlach codzienności, w momentach, które z mozołem układamy w dobę.
Jakie było to moje Lechaio, mała wioska nad Zatoką Koryncką, które służyło nam za bazę wypadową podczas naszej tygodniowej wizyty na Peloponezie? Było ono takie jak sobie wymarzyłam. Po prostu greckie.
Zabieram Was w małą podróż po Lechaio oraz okolicznych małych mieścinkach i wioseczkach. Niech to będzie opowieść o miejscach, które nie miałyby nigdy szansy dostać się do katalogu biura podróży. Ja dałam im szansę. Nie żałuję.
Nasz wypad zorganizowaliśmy od A do Z sami. Ale jeśli nie macie do tego głowy, chęci ani czasu, to możecie polecieć na Peloponez np. z Itaką, która ma również w swojej ofercie wycieczki zorganizowane na ten przepiękny grecki półwysep.
Biuro Podróży Itaka
Koryntia lub Koryncja
Koryntia, zwana również w niektórych kręgach Koryncją, to jedna z siedmiu prowincji Półwyspu Peloponeskiego. Z Grecją Centralną połączona jest mostami przerzuconymi nad Kanałem Korynckim, a rozciąga się od wód Zatoki Korynckiej, po wody Zatoki Sarońskiej. Jej główne miejscowości to Korynt, Loutraki, Nemea i Ksilókastro. Jak głosi mitologia grecka stolicę Koryntii, czyli Korynt, założył podobno król Syzyf, którego to miałam okazję poznać w czwartej klasie podstawówki jako symbol próżnego, niekończącego się wysiłku. Wiele lat później uzmysłowiłam sobie, że syzyfowa praca jest po prostu alegorią pracy zarobkowej. Człowiek w kółko haruje, a i tak nic z tego nie ma i pierwszego każdego miesiąca zaczyna od nowa. Ale do brzegu z tym wpisem, bo oto przedstawiam Wam kilka wartych zapamiętania miejscówek na Peloponezie!
Lechaio lub Lechajon
To miało być blisko Aten, blisko lotniska i nie żadna tam wyspa lub inna plama na mapie, którą ciężko opuścić w razie, gdy w ciągu godziny trzeba będzie wdrożyć w życie plan ucieczki z wakacji. Po moich czarnogórskich doświadczeniach z marca (tutaj link do wpisu o ucieczce z Czarnogóry😊) wyrywające z butów widoczki, których przecież Grecja ma całe mnóstwo, okazały się być mniej ważne. Ważna za to dla mnie była bliskość lotniska. Z Aten do Lechaio to tylko jakieś 120 km drogi, głównie autostradami, którą można pokonać w półtorej godziny. Odległość na tyle niewielka, że szybko można się tam znaleźć bez zbędnych komplikacji i na tyle duża, żeby poczuć klimat peloponeskiej prowincji😊. Czyli niby blisko wielomilionowej metropolii, ale swojsko jak u babci Gieni na ogródku. O swojskości Lechaio przekonałam się już na miejscu, za to jeszcze w Polsce przekonała mnie cena wynajmu apartamentów na AirBnb. Za tygodniowy wynajem apartamentu dla 4 osób dorosłych i dwójki dzieci zapłaciliśmy 2 151,72zł. Czy taka cena jest osiągalna nad Bałtykiem w środku sezonu? Nie sądzę…
Greckie rodzinne ogródki działkowe…
W pakiecie dostaliśmy widok z tarasu nad Zatokę Koryncką, mikro-plażunię od której dzieliło nas tylko przejście przez ulicę, a wieczorami blask świateł Loutraki, które odbijały się w ciemnych wodach zatoki. W pakiecie były również wszędobylskie, ujadające psy, cisza nocna przecinana pyrkaniem skuterów i komary, od których chroniła nas moskitiera. Nie dostaliśmy w tej cenie absolutnie nic z elementów masowej turystyki, a jedynie uczucie, że jesteśmy w autentycznej Grecji, a nie w miejscu, które nastawione jest na nabijanie kapsy na zagranicznych turystach. Jeśli odpowiada Wam klimat rodzinnych ogródków działkowych, to w Lechaio znajdziecie podobny, bo to wioseczka nastawiona głównie na weekendowe życie przyjeżdzających tu wypocząć Ateńczyków.
W Lechaio było tak jak chciałam: miło, swojsko, prowincjonalnie, lokalesko, a to że kelner w tawernie, wnosząc zapewne po naszych bladych licach i jasnych tęczówkach, wziął nas za ruskich, puszczam w niepamięć.
Autostradą na Peloponez
Odnośnie tych autostrad jeszcze, to mam dla Was dwa podróżnicze pro-tipy. Po pierwsze, przyjmijcie do wiadomości, że w Grecji (nie wiem czy w całej, ale tam gdzie my byliśmy to na pewno) przejazd autostradami jest płatny. My tego nie wiedzieliśmy, ale wybaczam sobie zupełnie brak tak elementarnej wiedzy. W momencie kiedy cały wyjazd stoi pod znakiem zapytania ze względu na pandemię, to kto zaprzątałby sobie głowę taką drobnostką jak odpłatność autostrad? Bądźcie dla siebie dobrzy w podróży. Jeśli nie ogarniecie wszystkiego w trakcie planowania, to trudno! Zdarza się najlepszym globtroterom, a co dopiero przeciętnym turystom😉.
Po drugie, płaćcie se za te bramki kartą (walutową, kredytową, revolutem, czy czym to tam kto ma). Szukanie na szybko w portfelu drobnych ełrasków wymieszanych ze złotówkami jest jak jedna z prac, którą Kopciuszek musiał wykonać przed pójściem na bal… Zwłaszcza, że jak na trochę ponad 100km odcinek z ateńskiego lotniska na Peloponez minęliśmy tych bramek chyba ze cztery… Tu 1.5€, tam 2.48€, gdzie indziej jeszcze parę ojro, no i uzbierało się ze trzydzieści złotych w jedną stronę jak nic.
Assos (czyt. „aszosz”)
Dziesięć minut jazdy samochodem od Lechaio na zachód znajduje się kolejna autentyczna grecka wioseczka- Assos. Jest tu niewielka marina, kilka knajpek, plac zabaw dla dzieci i ze dwie tawerny przy plaży. Dobrze i za uczciwe pieniądze najedliśmy się w tawernie The Molos, której rozstawione na plaży stoliki, wchodziły prawie do morza. Greckie rodziny szczególnie upodobały sobie plażę w Assos, ponieważ daleko od brzegu woda jest jeszcze stosunkowo płytka. Jeśli ma się na podorędziu bąbelki, to mogą się tu pluskać całkiem bezpiecznie.
Czy jest na plaży ratownik? Tego nie zarejestrowałam. Ale doświadczenie życiowe podpowiada mi, że każda mama jest najlepszym ratownikiem. Tak samo jak jest najlepszym kucharzem, pedagogiem, psychologiem, lekarzem, nauczycielem tańca i muzyki, drwalem, złotą rączką, pocieszaczem w chwilach smutku itd., itd… Chyba każda mama czytająca ten wpis się ze mną zgodzi, prawda😉?…
Świątynia Hery w Perachora vel Heraion of Perachora
Będąc w Grecji trzeba się liczyć z tym, że jak człowiek ma już dość antycznych zabytków, to nie da się od nich tak łatwo uciec. Znajdą Was wszędzie, nawet na plaży. No ale moi mili, cóż to za wyborny plażing w cieniu antycznej historii i na dodatek w pięknych okolicznościach przyrody, na które to okoliczności składają się mała zatoczka z turkusową wodą, wysokie malownicze klify, latarnia morska z całkiem niezłym widoczkiem oraz niewielka kapliczka.
Z naszego tarasu w apartamencie widać było w oddali latarnię morską, położoną na klifie, na przeciwnym do naszego brzegu Zatoki Korynckiej. Okazało się, że obejrzenie zatoki z innej perspektywy zajmie nam tylko godzinkę drogi samochodem. No więc ruszyliśmy na podbój przeciwległego brzegu. Po drodze minęliśmy uzdrowiskową i typowo turystyczną miejscowość Loutraki oraz niewielkie jezioro Limni Vouliagmeni, które łączy się wąskim przesmykiem z wodami zatoki.
Pozostałości Świątyni Hery pięknie wpisują się w scenerię niewielkiej otoczonej klifami zatoczki. Pierwsze wykopaliska rozpoczęte w 1930 r. odsłoniły pozostałości rozległego sanktuarium poświęconego bogini Herze. Najstarsze części kompleksu świątynnego datowane są nawet na IX w przed Chrystusem, chociaż większość z nich pochodzi najprawdopodobniej z VI w p.n.e., co i tak wskazuje na to, że ta porozrzucana luzem kupa kamieni jest już dość stara.
Na mikro- plażyczce nie ma absolutnie żadnej infrastruktury turystycznej, więc chcąc tu sobie poplażować należy wszystko co potrzebne przytaszczyć samemu. Zejście w dół klifu po schodkach może i nie jest specjalnie wielkim wyczynem, ale wierzcie mi, że wejście z powrotem w trzydziestosześciostopniowym upale już wyczynem jest. Sama zaś plażyczka jest bardzo niewielka, lokaleska i zaciszna. Samochód można zaparkować na samej górze klifu. W ruinach, plaży i parkingu bardzo fajne jest to, że nie kosztują ani jednego eurocenta.
Latarnia morska Malagavi
Oprócz ruin świątyni w Perachora znajduje się również pięknie położona latarnia morska. Dotarcie do niej to zadanie, z którym poradzi sobie bez problemu dwu- i czterolatek. Trzeba tylko uważać na wystające kamulce, krzaczory no i te wysokie klify, z których tak łatwo spaść😊… Latarnia nie jest udostępniona do zwiedzania, ba! Jest odgrodzona siatką i zamknięta na cztery spusty. Jak chcecie sobie pozwiedzać latarnie morskie, to zapraszam na polskie wybrzeże. O latarni dowiecie się tyle, że stoi sobie ona od 1897 roku a jej światła świeciły kiedyś dzięki energii pozyskiwanej z silników olejowych. W 1982 roku do latarni podprowadzono prąd i od tamtej pory mroki nocy rozświetla dzięki elektryczności.
Kanał Koryncki
Trasę powrotną z Perachory ułożyliśmy tak, żeby przejechać przez najbardziej spektakularną część Kanału Korynckiego, która znajduje się w Palea EO Athinon Korinthou, Loutraki Agii Theodori 201 00, Grecja (adres skopiowany z Google Maps😊). Znajduje się tu duży parking, budki z szybką gastronomią oraz sporych rozmiarów sklep z pamiątkami, w którym można dostać groch mydło i powidło. Przekrój pamiątek jest w nim spory: od drewnianych, totemicznych breloczków do kluczy w kształcie fallusa, przez greckie oliwki zamarynowane na 1001 sposobów, a na słodziutkiej jak ulepek bakhlavie skończywszy. Dla każdego coś miłego, tylko, że ceny są w tym miejscu typowo turystyczne, ale to chyba specjalnie dla przejeżdżających tędy wycieczek autokarowych…
Kanał Koryncki to takie „must see” na Peloponezie. Sprawia on, że Peloponez jest w zasadzie wyspą połączoną z Attyką pięcioma mostami. Historia budowy kanału sięga VII w.p.n.e., kiedy to starożytni wymyślili sobie, że fajnie byłoby usprawnić żeglugę pomiędzy Morzem Jońskim, a Egejskim i nie nadrabiać w cholerę drogi, opływając dookoła cały Peloponez. Koncept był słuszny, gorzej z jego wykonaniem. Do budowy kanału przymierzały się również takie ważne dla dziejów osobistości jak Aleksander Macedoński, czy rzymski cesarz- wariat Kaligula. Jakoś tak się z tym kanałem podziało, że albo non stop wybuchały wojenki, albo nikomu nie chciało się pociągnąć tematu do przodu. No i w ten sposób pomysł liczący kilka setek lat, doczekał się swojej finalizacji dopiero w 1893 roku! Za ukończenie projektu odpowiedzialny był kooperatyw grecko- węgierski.
A teraz kanał w liczbach (za Wikipedią):
– długość: 6343 m,
– szerokość: 24,6 m – (na poziomie morza), 21,3 m – na dnie kanału,
– głębokość: 8,3 m – od lustra wody do dna, 78 m – od lustra wody do góry (wysokość ścian),
– kąt pochylenia ścian: 71–77°.
Przystanek nad Kanałem Korynckim to atrakcja na maksymalnie pół godziny. Warto zjawić się tu podczas złotej godziny w celu uwiecznienia go o najlepszej do robienia zdjęć porze dnia. Przy odrobinie szczęścia zobaczymy przepływające nim statki. Rejsy wycieczkowe po kanale mają swój początek w porcie w miejscowości Isthmias u ujścia kanału od strony Zatoki Sarońskiej. Planując wizytę na Peloponezie rozważałam rejs po kanale, ale jakoś nie starczyło czasu, a i ochota też się gdzieś ulotniła. Uważam, że widok z mostu na kanał był bardzo ok, a nawet więcej niż ok, ponieważ był darmowy😉.
Nafplio vel Nauplion
Jeśli przyjdzie Wam kiedykolwiek do głowy zwiedzać starożytne ruiny w Mykenach w greckim, sierpniowym upale, to koniecznie po tym katorżniczym zwiedzaniu szukajcie ochłody na plażach w okolicy miejscowości Nafplio. My na plażowanie wybraliśmy plażę Karatona nad Zatoką Argolidzką, która okazała się być typowo turystyczna, ale bardzo przyzwoita i nie przytłaczająca. Na miejscu dostępny jest Beach Bar Outopia, w którym można wypożyczyć leżaki i parasol na cały dzień. Można też zamówić przekąski i napoje, a im więcej zamówi się w barze, tym cena za wynajem leżaków jest mniejsza. Niestety nie mam zbyt wielu zdjęć z tej plaży, bo skupiłam się głównie na chłodzeniu się w wodzie i ochronie potomstwa przed ewentualnym utonięciem😉.
W samym Nafplio znajdują się: twierdza Palamidi, muzeum archeologiczne, meczet z XVII wieku, Stare Miasto z klimatycznymi uliczkami, twierdza Boutizi położona malowniczo na niewielkiej wysepce i muzeum komboloi, w którym zgromadzono przypominające sznureczki różańce, które Grecy często obracają w palcach. To ostatnie, to jest atrakcja bardzo w moim stylu! Niestety doczytałam sobie o niej w przewodniku już po powrocie do domu ☹…
Tak prezentują się nietypowe atrakcje i miejscówki Peloponezu, które mieliśmy okazję odwiedzić. Jeśli zainteresował Was ten wpis, to zajrzyjcie również do innych wpisów z greckiej serii:
- Diakofto- Kalavrita. Podróż kolejką do historii Grecji nieantycznej
- Mykeny, czyli wycieczka do zaginionego, starożytnego królestwa i smrodliwego grobowca…
Dołączam również mapkę miejsc wymienionych we wpisie dla zobrazowania trasy.
Rebeka von Jurgen
*Spodobał Ci się ten artykuł? To zostaw po sobie ślad w komentarzu, poślij go dalej w świat, daj serduszko na Instagramie albo lajka na Facebook’u.
Zaobserwuj mnie również na moich profilach w social media: Instagram & Facebook!
Spodobał Ci się ten lub inny artykuł na blogu? To postaw mi wirtualną kawę:). Wesprzesz mnie w ten sposób jako autorkę internetową. A możesz to zrobić klikając w ikonkę poniżej.