Wpis miał być o Mierzei Wiślanej. Miał być o tym, że ten niedługi pas lądu pomiędzy Bałtykiem, a Zalewem Wiślanym, jest bardzo przyjemny i warto chociaż raz w życiu się tam udać. Miało być, ale nie będzie (tzn. będzie ale przy następnej okazji:). Tym razem wpis o materii bardziej życiowej i praktycznej. Kiedyś pisałam na blogu o pierwszej podróży z bobasem, o tym jak się do niej przygotować, co koniecznie spakować, czego się spodziewać etc. Teraz czas podsumować, jak może przebiegać podróż z dwulatkiem i dwumiesięcznym maluszkiem. Jak ją zaplanować (o ile w ogóle można ją jakoś przewidzieć i zaplanować…) i co zrobić, żeby nie zwariować:)?
Po co w zasadzie targać gdzieś ze sobą takie maluchy, przecież i tak nic z tego nie zapamiętają? No pewnie, że nie zapamiętają, no bo niby jak? Rodzic się tylko umęczy i nadenerwuje. Na szczęście z każdego wyjazdu zostają jakieś zdjęcia, filmy, pamiątki… Gdy dzieci podrosną opowiemy im, gdzie były zanim zaczęły cokolwiek pamiętać:). Dla mnie rodzinne wypady to sposób na to żeby przełamać rutynę wychowywania dzieci. Tak, rutynę. Te same powtarzające się codziennie czynności. Posiłki, drzemki, spacerki o ustalonej porze, odwiedziny, zakupy, wizyty u lekarzy etc. Oczywiście nie sposób od tych wszystkich elementów uciec, nawet na urlopie. Ale czyż nie jest przyjemniej zmienić kolejnego pampersa na plaży, gdy wieje lekki wiaterek i szumi morze, niż w domu na przewijaku?:)…
No dobrze, ale jak podróżować z dwójką maluchów, żeby nie zwariować i przy okazji troszkę odpocząć? Żeby to dobrze zobrazować, chyba najlepiej będzie przeprowadzić test porównawczy w kluczowych obszarach życia codziennego obu maluchów. Za nami w sumie 1200 km czteroosobowej przygody i oprócz góry prania trochę przywiezionych przemyśleń.
Jedzenie i posiłki. Dwulatek- na wyjeździe ciężką zachować domową regularność i jakość posiłków. Generalnie im więcej ciastek tym lepiej, no tak to przynajmniej widzi nasz szkrab:). Może i fajnie jest na cukrowym haju, ale zejścia z niego bywają bardzo bolesne, zwłaszcza dla rodziców bajtla. Ograniczamy słodkie przekąski do minimum i staramy się zastąpić je bardziej wartościowymi. W drodze, podczas zwiedzania bardziej sprawdzają się standardowe przekąski, które znamy z przydomowych spacerów: banany, jabłka, wafle ryżowe. W restauracji obowiązuje nas zasada- zamawiamy tak, żeby dwulatek mógł nam coś ukraść z talerza, bo zamawianie dla niego osobnej porcji, nawet z dziecięcego menu, mija się z celem (przynajmniej w przypadku naszego niejadka). No i zawsze na komendę „pić! pić!” trzeba mieć przy sobie coś do picia- wodę mineralną albo sok. Jeśli chodzi o dwumiesięcznego maluszka… no cóż, chwilo trwaj! Dieta mleczna jest najprostsza na świecie! W moim odczuciu mamy karmiące piersią mają zdecydowanie łatwiej. Mleko dostępne jest o każdej porze dnia i nocy, do tego szybko i tanio, bez mycia i wyparzania butelek, bez zapasu ciepłej wody w termosie i mleka w proszku. Jeśli chodzi o karmienie w miejscach publicznych… no cóż, idealnie byłoby karmić w bardziej kameralnych warunkach, ale niemowlęcy głód nie zna słowa „nie teraz”. Karmię więc tam gdzie zastanie mnie sytuacja, na tyle dyskretnie na ile się da i nie zastanawiam się, co powiedzą na to inni… Zresztą, już się do tego przyzwyczaiłam. Czego tu się wstydzić? Że daję dziecku to co jest dla niego najlepsze:)? Konkurencję „jedzenie i posiłki” moim zdaniem wygrywa niemowlak ze względu na prostotę obsługi.
Sen. Zacznę od tego, że najbardziej na świecie kocham spać. Jeśli zależałoby to ode mnie, to najchętniej zapadłabym w październiku w sen zimowy i obudziła gdzieś w okolicach marca/kwietnia na Wielkanoc (no może z małą przerwą na Boże Narodzenie i Sylwestra). Kocham również, gdy moje dzieci podzielają moje zamiłowanie do regularnych drzemek i zdrowego nocnego snu. No i znowu… na wyjeździe nie trzymamy się sztywno zasad, które wypracowaliśmy sobie w domu. Jeśli dwulatek parę razy nie uśnie w określonej porze, to świat nie stanie w miejscu. Jeśli uśnie w spacerówce, to też będzie OK, a nawet bardziej niż OK dla rodziców:)… Dwumiesięczne niemowlę jest jeszcze na tyle „nieregularne”, że śpi gdzie chce, kiedy chce, w totalnej ciszy lub w głośnym centrum handlowym. Oczywiście śpiące dzieci są na wyjeździe mniej kłopotliwe niż nieśpiące, ale gdy sen się kończy, przychodzi pora na aktywność i zabawę. W konkurencji „sen” jest wg mnie remis:).
Aktywność i zabawa. Z dwulatkiem można się całkiem sensownie dogadać. Nie wymieni z nami poglądów politycznych, ale będzie zaskakiwał przyswajaniem i powtarzaniem nowych słów, kreatywnością w zabawie, przywiązywaniem się do ulubionych miejsc, przedmiotów i osób. Będzie kopiował i naśladował, próbował przekraczać postawione granice, badał wytrzymałość rodziców. Za miłość i cierpliwość odwdzięczy się najszczerszym na świecie uśmiechem. Gdy na nadmorskim deptaku błyśnie ząbkami jak perełki i zatrzepota długimi rzęsami, wszystkie babcie będą mdlały z zachwytu. Wcale nie potrzebuje do dobrej zabawy tony gadżetów, aquaparku i animacji dla dzieci w języku polskim. W tym wieku wystarczy to co jest w zasięgu ręki, czyli np. lodówka w hotelowym pokoju, która jest inna od tej domowej, patyki i glony znalezione na plaży, ulubiony samochodzik albo grzechotka młodszego brata (dwulatek poznaje co to zazdrość:). Fajnie jest też, gdy tata podrzuca do góry i można poudawać samolot (i tak 50 razy z rzędu, dopóki tata nie padnie). Na tym tle niemowlę wypada dość… słabo. Leżenie na pleckach i oglądanie sufitu jest bardzo nudne, a jedynie rodzice mogą tą nudę przełamać, zajrzeć do wózka, pouśmiechać się, „pogadać”, przekręcić na brzuszek. Zadowolone niemowlę odwzajemni nam te starania szczerym, bezzębnym uśmiechem i radosnym „guganiem”, od którego topnieje serce. Konkurencję jak dla mnie wygrywa dwulatek, za różnorodność zabaw, w które można go zaangażować.
Higiena i czystość. Nikt nie brudzi się tak jak dwulatek! Byłam w błędzie, gdy sądziłam, że wzięłam wystarczającą ilość ubrań na zmianę. W tym przypadku „za dużo” nie istnieje… Jeśli chodzi o kąpiele, to wygodnie jest wsadzić szkraba pod prysznic, namydlić i spłukać. Na wyjeździe przydaje się również dziecięca nakładka na sedes, zajmuje mniej miejsca w bagażniku niż nocnik. Dla niemowlaka potrzebna jest za to cała góra pampersów. Jeśli dzień spędza się leżąc głównie na plecach, z brudzeniem ubranek nie jest najgorzej. Do wieczornego pluskania przydaje się turystyczna wanienka, taka do nadmuchania. Za przewijak może robić łóżko, stół, blat kuchenny, podłoga, gondola i plażowy koc, wszystko zależy od wyobraźni;). Tym razem wygrywa niemowlak, ze względu na to, że nie trzeba mu zmieniać pobrudzonej koszulki co pięć minut.
Transport i logistyka. Niemowlę przesypia większość trasy. Dramatycznie robi się dopiero w momencie gdy budzi się na prawdę głodne i akurat jedziemy autostradą, a najbliższy punkt postojowy jest za kilkanaście kilometrów… Najwięcej miejsca w bagażniku zajmuje bobasowy wózek, który w tym wieku jest jego „mieszkankiem”. Niestety nie wszędzie można się nim dostać, więc warto zaopatrzyć się w chustę lub nosidło, żeby chociaż na chwilę „przerzucić” do niego bobasa. Dwulatek dzielnie wędruje wszędzie sam, dopóki nie zabolą go nóżki. Wtedy przydaje się lekka spacerówka. Jeśli mamy w planie zwiedzanie kilku miejsc w jednym dniu, to liczmy się z tym, że ciągłe wyciąganie i chowanie do bagażnika tego całego majdanu, zapinanie i odpinanie dzieci z fotelików, przepinanie adapterów do wózka, może nas po prostu wykończyć i odebrać ochotę na zwiedzanie. Mierzmy siły na zamiary. Plany są od tego, żeby je zmieniać:)… Tutaj ogłaszam remis, plusy i minusy są mniej więcej równo rozłożone po każdej ze stron;).
Można by jeszcze długo wymieniać i porównywać… Ale po co? W praktyce nie warto się nad tym dłużej zastanawiać, tylko po prostu cieszyć się chwilą, piękną pogodą, morzem, zachodem słońca i faktem, że udało nam się jakoś przetrwać pierwszą wspólną, dalszą podróż samochodem. Bo przecież podróże smakują lepiej, gdy można się nimi dzielić i wspólnie przeżywać, niezależnie od wieku uczestników wyprawy:).
Rebeka von Jurgen
*Spodobał Ci się ten artykuł? To zostaw po sobie ślad w komentarzu, poślij go dalej w świat, daj serduszko na Instagramie albo lajka na Facebook’u.
Zaobserwuj mnie również na moich profilach w social media: Instagram & Facebook!
Spodobał Ci się ten lub inny artykuł na blogu? To postaw mi wirtualną kawę:). Wesprzesz mnie w ten sposób jako autorkę internetową. A możesz to zrobić klikając w ikonkę poniżej.