Albania- kraj, o którym do niedawna Polacy stosunkowo niewiele wiedzieli. No może oprócz tego, że leży gdzieś na Bałkanach i podobno jest jeszcze trochę „dziki”. Z roku na rok, na szczęście zmienia się postrzeganie Albanii, która coraz bardziej zyskuje na popularności wśród polskich turystów. W czasie kiedy lubiana w kraju nad Wisłą Chorwacja stała się koszmarnie droga, zaczęliśmy zjeżdżać bardziej na dół mapy i szukać miejsc przyjaźniejszych dla portfela. I Albania taka właśnie jest, a widokom wcale nie ustępuję Chorwacji. Chociaż moim zdaniem nie są one w Albanii wcale tak łatwo dostępne, czasem trzeba się trochę natrudzić, żeby je podziwiać.
To będzie wpis z gatunku tych praktycznych, a także wpis o tym dlaczego warto odwiedzić Albanię właśnie teraz, gdy kraj ten zaczął gonić turystyczną konkurencję.
Będzie też trochę o tym dlaczego Albania to nie jest kraj dla wszystkich i o tym, że nie każdemu będzie się tam podobać, nie każdy się odnajdzie. Ale po kolei.
Spis treści, czyli co się będzie zaraz czytało
- W cieniu historii
- W cieniu bunkrów
- Albania- kiedy jechać?
- Albania- jak się tam dostać?
- Albania- na własną rękę czy z biurem podróży?
- Waluta i płatności
- Albańska karta SIM i internet w telefonie
- W jakim języku się dogadać?
- Co zjeść? Co przywieźć?
- Byrek
- Legendarna albańska gościnność- czy rzeczywiście tak jest?
- Śmieci
- Bezpieczeństwo
- Przewodniki
- Ceny
- Bezpańskość
- Kontrasty
- Wrażenia ogólne
W cieniu historii
Historia Albanii, podobnie jak historia innych bałkańskich krajów jest dość zagmatwana i trudna. W bałkańskim tygielku mieszały się bowiem różnie wpływy, różne kultury, religie. Rządzili różni władcy i dynastie. Ilirowie, czyli protoplaści obecnych Albańczyków, przybyli na ziemie kraju orłów najprawdopodobniej z terenów Azji południowo- zachodniej. Sami Albańczycy są bardzo przywiązani do swoich symboli i bohaterów narodowych, a największym z nich jest chyba legendarny Skanderbeg, który wsławił się jako przywódca Albańczyków podczas walk narodowowyzwoleńczych przeciwko Turkom w XV w. Czerwona flaga z czarnym orłem o dwóch głowach powiewa bardzo często na domach, a podobiznę Skanderbega można znaleźć również na etykietach lokalnych alkoholi.
W cieniu bunkrów
Jeżeli albański krajobraz może kojarzyć się tylko z jedną rzeczą, to z pewnością są to bunkry! I nie będzie wcale przesadę, jeśli napiszę, że w Albanii bunkry są wszędzie! Nawet w miejscach, w których byście ich o to nie podejrzewali… („Ale po co oni tu ten bunkier postawili!?”). Chlubna czy niechlubna, ale jednak nadal „pamiątka” po czasach, w których Albanią rządził komunistyczny dyktator Enver Hodża. Urzędował prawie półwiecze- od zakończenia II Wojny Światowej aż do swojej śmierci w 1985 r.
W tym czasie w całej Albanii jak grzyby po deszczu zaczęły wyrastać bunkry oraz inne żelbetonowe obiekty o przeznaczeniu militarnym. Jeżeli będziecie gdzieś w Albanii i w promieniu 5 km nie znajdzie się żaden bunkier, to będzie znaczyć, że już w Albanii pewnie nie jesteście. Szacuje się, że opanowany wizją inwazji obcych mocarstw Hodża, „wyposażył” kraj w ponad 173 tys. betonowych „grzybków”. Według danych z Wikipedii na km² albańskiej ziemi przypada około 5.7 bunkra… Całkiem sporo😉.
Oczywiście żadna inwazja nie nastąpiła, a z czasem bunkry stały się jednym z symboli kraju orłów. Większość z nich to po prostu postkomunistyczne, postmilitarne, rozwalające się, betonowe straszydła. Inne pomalowano farbą, żeby nadać im trochę koloru i „elegancji”. Tak czy owak, będąc w Albanii warto zrobić sobie zdjęcie z bunkrem (albo chociaż samego bunkra). Bo w przeciwnym razie, to tak jakby się w ogóle w tej Albanii nie było.
Albania- kiedy jechać?
My wybraliśmy się do Albanii pod koniec września i temperatury oraz pogoda były więcej niż zadowalające. Nie było już gorąco jak w piekle, ale słońce nadal przyjemnie grzało, no i co ważniejsze nie wprawiało już w ten ogłupiający letarg, w który zapada człowiek podczas letnich, południowoeuropejskich upałów. Co więcej temperatury w okolicy 25 stopni idealnie nadają się na zwiedzanie z dziećmi.
Zaryzykuję stwierdzenie, że do Albanii warto wybrać się o każdej porze roku, by móc podziwiać zmieniającą się naturę i odkrywać jej uroki poza wysokim sezonem. Z drugiej jednak strony należy liczyć się z tym, że w „niskich” miesiącach wiele restauracji, hoteli i innych potrzebnych turyście miejsc po prostu się zamyka. Doświadczyliśmy tego i my stacjonując w Durrës, które jest dużym miastem (ok. 200 000 mieszkańców) i dużym kurortem. Jednak w tej jego części, w której byliśmy, wiele hoteli i knajp było już pozamykanych na cztery spusty. Niektóre otwierały się tylko na weekend. W zamian otrzymaliśmy o wiele spokojniejsze i bardziej klimatyczne oblicze Durrës, bez tłoku, zgiełku i całego tego zmasowanego, turystycznego szaleństwa. A wybór knajpek i sklepików i tak był zadowalający, więc byliśmy spokojni o nasze brzuchy.
Zawsze zastanawia mnie fenomen polskich kurortów nadmorskich, które jakoś przez cały rok ciągną swój kram. Nie chowają się przed światem od października do maja, ale funkcjonują mimo paskudnej pogody, sztormów i braku słońca. Jadąc późną jesienią albo zimą nad Bałtyk, zakładamy na siebie 10 warstw ubrań, udając sami przed sobą, że jest fajnie, i że nie ma czegoś takiego jak zła pogoda. Są tylko nieodpowiednio dobrane ubrania. Jasssssne😉…
Riwiera albańska ma wszelakie predyspozycje do tego, żeby kręcić ten biznes przez cały rok. Mimo to kurorty po wysokim sezonie zapadają w hibernację.
Albania- jak się tam dostać?
My dostaliśmy się samolotem. Z biurem podróży. Lot z Warszawy trwał niecałe dwie godziny, a dojazd na samo lotnisko Chopina 4h xD. Gdy kupowałam tą wycieczkę w Tui, miastem wylotu były Katowice. Niestety ze względu na brak pełnego obłożenia dla lotu z Katowic, miasto naszego wylotu zmieniono na Warszawę. Rezerwując wycieczkę z dużym wyprzedzeniem warto pamiętać o tym, że takie zmiany mogą się zdarzyć.
Niestety w chwili pisania tego tekstu nie ma z Polski żadnych „lowcostów” obsługujących bezpośrednie loty do stolicy Albanii- Tirany. Wizzairem dolecieć można z Wiednia oraz kilku miast w Niemczech i to za całkiem rozsądne pieniądze. Pozostają zatem loty na przesiadki, wycieczka z biurem podróży, wykupienie samego biletu na lot czarterowy lub nasz narodowy przewoźnik LOT, który a i owszem, do Tirany lata, ale za takie pieniądze, że już bardziej opłacało mi się wykupić dla naszej czwórki wakacje w biurze podróży. Serio xD…
Oprócz tego zostaje oczywiście podróż samochodem, którą bardzo rozważałabym jeśli mielibyśmy dwa tygodnie urlopu, a nie tydzień.
Po doświadczeniach tej podróży spróbowałabym jeszcze innej opcji- mianowicie lot Wizzairem z Katowic na Korfu lub Ryanairem z Krakowa na Korfu i stamtąd promem do Sarandy na południu Albanii. Rejs z Korfu do wybrzeży Sarandy trwa godzinę, ale za to w zamian otrzymujemy najpiękniejszą część albańskiego wybrzeża bez konieczności zjeżdżania z północnej lub środkowej części kraju na sam dół albańskiej mapy.
Albania- na własną rękę czy z biurem podróży?
Na to pytanie jest możliwa tylko jedna odpowiedź- to zależy. Samodzielna podróż daje dużo wolności, ale nakłada na nas też więcej obowiązków organizacyjnych. Mnie do podróży z biurem zachęciła atrakcyjna cena wycieczki i brak bezpośrednich połączeń „tanich” przewoźników z Polski do Tirany. Jednak z drugiej strony, nawet gdy wybieramy się z biurem podróży, kto każe spędzić cały tydzień przy hotelowym basenie i paśniku? No nikt! Przecież to nadal jest nasz wybór, a nie obowiązek spędzania czasu w określony sposób. Od tego by taki wyjazd urozmaicić są wypożyczalnie samochodów, lokalni przewodnicy czy choćby transport publiczny. Mnie w wyjazdach zorganizowanych najbardziej mierzi ta masowość, zbiorowość i poczucie zależności, której nie doznałam nigdy podczas samodzielnie zorganizowanych wyjazdów.
Z biurem czy bez? Tu nie ma jednej dobrej odpowiedzi. Wszystko od czegoś zależy, a zwłaszcza od tego co nam aktualnie w duszy gra, bardziej pasuje i jakie są nasze możliwości organizacyjno- finansowe.
Waluta i płatności
Albańską walutą jest lek albański. W wielu miejscach można płacić również w euro lub bez problemu to euro wymienić na leki. W większych sklepach, restauracjach i hotelach płaci się kartą, natomiast w mniejszych sklepikach albo na straganach jak zwykle wygrywa żywa gotówka. Jadąc do Albanii watro mieć ze sobą trochę wymienionej waluty lub wymienić ją już na miejscu, np. w kantorze, banku albo hotelu. W Polsce nie we wszystkich kantorach dostępne są leki. Warto wcześniej podzwonić i rozeznać się, który akurat posiada je w sprzedaży. Mi udało się dostać leki w trzecim kantorze, do którego zadzwoniłam.
Jeżeli nawet w trakcie wakacji macie włączony tryb „przeliczacza”, a nie macie kalkulatora w głowie, to polecam ściągnąć aplikację walutową na telefon. W szybki i łatwy sposób można zaspokoić ciekawość „a ile to będzie na nasze?” i na spokojnie podjąć decyzję przed kupnem, będąc pewnym „polskiej” ceny.
Jeżeli chodzi o wypłaty z bankomatów, to należy się liczyć z prowizją. Za wypłatę z bankomatu 21 tyś. leków prowizja kosztowała mnie około 30zł. Dlatego nie warto wypłacać małych sum. Jeśli już musimy wypłacić gotówkę, to lepiej jednorazowo wybrać większą kwotę.
Albańska karta SIM i internet w telefonie
Jeśli chcecie trochę pozwiedzać kraj i szukać na bieżąco informacji, które mogą się okazać przydatne w podróży (nie wspominając już o nieodzownych mapach), to doradzam nabycie albańskiej karty SIM z internetem, chociażby od razu po przylocie- na lotnisku. W większych miastach nie będzie również problemu z kupieniem karty w sklepie operatora. Ja kupowałam kartę SIM po przylocie na lotnisko w Tiranie. Na stoisku Vodafone za kartę wraz z 5gb internetu na miesiąc zapłaciłam 13 euro. Do rejestracji numeru w Albanii jest potrzebny paszport lub dowód osobisty. Co do jakości internetu z Vodafone, nie miałam do niego żadnych zastrzeżeń. Działał wszędzie tam, gdzie powinien i tam, gdzie był nam potrzebny.
W jakim języku się dogadać?
No najłatwiej byłoby oczywiście po albańsku😉, ale ten język wydaje mi się na tyle trudny, że nawet znajomość podstawowych słówek jak „dzień dobry” czy „dziękuję” sprawi, że bardzo zyska się w oczach miejscowych. Z moich obserwacji wynika, że mniej lub bardziej można dogadać się po angielsku. Nie będzie to jakaś bardzo rozbudowana konwersacja na tematy historyczno- polityczne, ale w zupełności wystarczy do załatwienia prostych spraw, zrobienia zakupów etc. Wielu Albańczyków (zwłaszcza starsze pokolenie) zna włoski, więc można próbować i po włosku, jeśli się tylko włoski zna. W sytuacjach kryzysowych, gdy na werbalną komunikację próżno liczyć, pozostają komórkowe translatory.
Co zjeść? Co przywieźć?
Jeśli będziecie mieć możliwość, to koniecznie przywieźcie do domu albańskie oliwki! Przypadkowo kupione w niewielkim sklepie spożywczym w Durrës, okazały się najlepszymi jakie do tej pory jadłam! Kolejną rzeczą, która może stać się souvenirem jest górska herbatka, czyli zielsko zwane również gojnikiem lub szałwią libańską. Jest to roślina również bardzo popularna na całych Bałkanach i w Grecji, o świetnych właściwościach prozdrowotnych. Napar z gojnika podnosi odporność, działa przeciwbakteryjnie, przeciwgrzybiczo, skraca czas trwania infekcji, zawiera cenne dla organizmu pierwiastki, m.in. żelazo, cynk, potas, magnez i miedź.
Nadmorska, restauracyjna kuchnia riwiery albańskiej pełna jest ryb i owoców morza w bardzo zachęcających cenach. Spotkać można również dania kuchni włoskiej takie jak pasty czy choćby nieśmiertelna pizza, lekkie sałaty, sery i inne dania kuchni „międzynarodowej”. Miałam wrażenie, że im dalej od wybrzeża tym kuchnia albańska robi się cięższa, bardziej górska i autentyczna. Dopiero w Beracie mieliśmy możliwość posmakowania czegoś w rodzaju zapiekanki pasterskiej z jagnięciną- danie to było bardzo treściwe i sycące, chociaż nie skradło naszych kubków smakowych. Oprócz zapiekanki zamówiliśmy też musakę, która również kojarzyć się może z kuchnią grecką, ale zupełnie inaczej niż w Grecji smakowała.
Z pamiątek warto przywieźć również lokalną brandy produkowaną w Durrës w destylarni „Gjergj Kastrioti Skënderbeu”, która swoją działalność rozpoczęła w 1933 r. Nawet jeśli nie będzie Wam dane odwiedzić Durrës, które zresztą niespecjalnie polecam do odwiedzenia, to winiaki z podobizną wybitnego przywódcy i narodowego bohatera Skënderbega można nabyć choćby… na lotnisku w strefie wolnocłowej.
Byrek
Raczej nie da się przetransportować go do Polski w dużych ilościach:(. W dużych ilościach można go za to zjeść na miejscu:). Byrek (albo Burek) to taka szybka przekąska- zawijaniec z ciasta filo, nadziewany serem, szpinakiem lub mięsem. Rzecz bardzo typowa dla Bałkanów, smaczna i sycąca. Żeby dobrze zacząć dzień po albańsku, byrka należy jeszcze popić ajranem. Dla mnie te dwie rzeczy to po prostu synonim wakacji na Bałkanach:)!
Legendarna albańska gościnność- czy rzeczywiście tak jest?
Potwierdzam– jest! Nas spotykały tylko przyjazne, bezinteresowne gesty ze strony miejscowych. A to gratisowy lizak dla dziecka od pani w sklepie, a to darmowe banany po obiedzie w knajpie, darmowe pranie w hotelowej pralni, częste zagadywanie skąd przyjechaliśmy, jak nam się w Albanii podoba itd. Za te piękne gesty dobroci, które bardzo mnie za każdym razem ujmowały, odwdzięczałam się szczerym „faleminderit!”, czyli „dziękuję”.
Śmieci
Jeżeli coś mnie boleśnie w Albanii zaskoczyło, to niestety były to śmieci. Nie twierdzę, że my Polacy nie mamy powodu do wstydu, jeśli chodzi o zostawianie po sobie syfu. Dużo jeszcze przed nami, ale wierzę, że od lat idziemy w dobrym kierunku jeśli chodzi o świadomość ekologiczną.
Co się tyczy Albanii, to jawny syf jest niestety zjawiskiem powszechnym. O ile przy hotelach na wybrzeżu zachowane są jeszcze jako takie pozory, to w mniejszych miasteczkach i wioseczkach śmieci to nieodłączny element krajobrazu. Od puszek po napojach, butelkach, papierkach, plastikowych opakowaniach, przez opony, materace, koce, a na porozbijanych samochodach porzuconych gdzieś przy drodze skończywszy… Wszystko to leży sobie luzem albo w większych kupkach gdzieś przy szosie, w rowach, na chodniku, przy plaży, w rzece itd… Bardzo smutny był to dla mnie widok, który nakazywał myśleć krytycznie o podejściu Albańczyków do czystości i gospodarki odpadami w ich własnym kraju, tak przecież pięknym!
Bezpieczeństwo
Podczas naszej tygodniowej wizyty w Albanii, w miejscach, które odwiedziliśmy czuliśmy się bezpiecznie. Nie spotkała nas żadna dziwna ani nieprzyjemna sytuacja. Z moich obserwacji wynika, że życie w kraju orłów toczy się dość spokojnie, leniwie, we własnym rytmie, miejscowi są przyjaźni i otwarci wobec przybyszów z Polski, zwłaszcza jeśli Ci ostatni mają na podorędziu dwójkę małych dzieci😉.
Przewodniki
Gdzie szukać przydatnych informacji, wskazówek, porad w trakcie organizacji wyjazdu do Albanii? Z odsieczą przyjdą na pewno blogi podróżnicze, profile na Instagramie i fanpejdże na Facebooku o Albanii. Jednak z racji tego, że różne głupoty ludzie w tym internecie wypisują, ja czasami zaopatruję się w tradycyjny książkowy przewodnik po danym kraju, regionie czy mieście.
Przetestowałam, więc mogę polecić „Praktyczny przewodnik- Albania” Aleksandry Zagórskiej- Chabros oraz kilku innych autorów, którzy dorzucili swoją cegiełkę do tej wspólnej publikacji. Przewodnik jest bardzo szczegółowy i mega praktyczny. Zawiera dużą ilość opisów miejsc, zabytków, propozycji wycieczek, tras etc. Jedyny minus i „ale” jakie do niego mam, to brak kolorowych zdjęć. Trochę zdjęć w kolorze na zachętę umieszczono na jego początku, chyba tylko po to, żeby oczarować i nie zniechęcić czytelnika skalą szarości zdjęć, które ciągną się przez resztę przewodnika.
Jeżeli w przewodnikach cenicie sobie ładne i kolorowe zdjęcia (jak ja), to raczej nie zachęcam jakoś specjalnie do jego kupna. Natomiast, jeśli ważna jest dla Was rzetelność informacji oraz praktyczne wskazówki, porady poparte latami wyjazdów na Bałkany, to to jest przewodnik, który musicie kupić planując swój wyjazd do Albanii!
Ceny
Albańskie ceny są jeszcze nadal przyjemne dla polskiego turysty. W porównaniu do Chorwacji, która zrobiła się w ostatnich latach skandalicznie droga, urlop w Albanii można spędzić bez obawy o drenaż portfela i wszystkich kart kredytowych. No bo gdzie w chorwackiej restauracji zjecie obiad dla czteroosobowej rodziny wraz z napojami za 75 zł?! Ba, w Polsce nawet…
Oczywiście ceny w nadmorskich kurortach i na riwierze będą wyższe, ale nadal są one akceptowalne i bardzo przyzwoite. Miałam wrażenie, że im bardziej w głąb kraju, tym robi się jeszcze taniej. Poniżej podaję przykładowe ceny produktów z paragonów, które udało mi się zachować:
– opakowanie herbatki górskiej- ok. 3,90 zł
– jogurt Zott- ok. 1,50 zł
– karma sucha Pedigree 500gr- ok. 10 zł
– duża pizza salami- ok. 21 zł,
– ciasteczka campiello frollini 700gr- ok. 9zł
Co ciekawe, ceny w supermarketach i spożywczakach były nieco niższe niż u nas, ale naprawdę tanie jedzenie zaczynało się dopiero w knajpach!
Poprawkę natomiast trzeba wziąć na cenę paliwa. Można by się spodziewać, że i paliwo powinno być w Albanii tanie jak byrek. Nic bardziej mylnego! Paliwo jest droższe niż w Polsce. Chociaż jeśli ceny paliwa będą u nas galopować w takim tempie jak w momencie, kiedy piszę ten tekst, to obawiam się, że dość szybko przebijemy albańskie ceny na stacjach benzynowych. Na przełomie września i października 2021 litr benzyny w Durrës kosztował ok. 7 zł.
Bezpańskość
Oprócz walających się śmieci, bolesnym dla mnie widokiem były również bezpańskie psy. Jedne w lepszej, inne w gorszej kondycji. Spacerujące samotnie lub wałęsające się grupami. Wszystkie miały jeden cel- znaleźć coś do jedzenia i zjeść to, zanim zrobią to inne psy. Wyuczone już widać latami doświadczeń, były wobec turystów bardzo przymilne, ale nie nachalne. Do tego płochliwe, lękliwe i oczywiście wiecznie głodne. Gdybyśmy pojechali do Albanii samochodem, to pewnie wrócilibyśmy z niej z jakąś „bidą”, na widok której kroiło mi się serce. A tak, to pozostało mi tylko dokarmianie ich suchą karmą:(.
Kontrasty
Kontrasty w Albanii są dość zauważalne. Z jednej strony widać podupadające domy rozsiane gdzieś po albańskim interiorze, porzucone budowy, a z drugiej luksusowe hotele położone na wybrzeżu. Obok zwykłych budynków stoją architektonicznie wystylizowane na „antyczne” pałace z kolumnadami i kariatydami, ze złotymi napisami przyciągającymi uwagę, podświetlonymi rzeźbami obok basenu itd. Bije po oczach.
Tuż obok luksusowego samochodu z przyciemnionymi szybami może przejeżdżać rozklekotany stary mercedes albo furmanka. Zakupy w supermarkecie albo od sprzedawcy ustawionego na krawężniku ze swoim towarem tuż przy hotelu, krowa w centrum miasta przy głównej stacji kolejowej w Durrës? Proszę bardzo! To jest właśnie Albania:)
Wrażenia ogólne
Jeśli miałabym jakoś podsumować ten wpis i to jakie wrażenia zrobiła na mnie Albania, to powiedziałabym, że nie było rozczarowań, ale też nie rzuciła mnie na kolana. Pod względem widoków Albania jest naprawdę bardzo piękna, ale nie są one tak wprost dostępne, nie są podane na tacy. Trzeba się po nie ruszyć gdzieś w głąb kraju albo zjechać na południe wybrzeża.
Ujęło mnie natomiast to, że Albańczycy są bardzo mili, serdeczni i wyluzowani. Poczułam tu prawdziwy południowoeuropejski, niespieszny klimat, obserwowałam życie toczące się leniwie w knajpkach przy ulicy, widziałam jak godziny przelatują Albańczykom na rozmowach przy filiżance kawy. Chociaż odwiedziłam kraj, którego większość mieszkańców wyznaje islam, nie czułam się tu w żaden sposób skrępowana ani nagabywana spojrzeniem. Gdyby nie mnogość meczetów i meczecików, to prawdopodobnie nawet nie odnotowałabym islamu jako religii dominującej.
Jeśli ma się w sobie ciekawość świata, otwartość na to co inne, nowe, odrobinę zrozumienia dla historii, poszanowania kultury, to wtedy Albania będzie dobrym wyborem na podróż, tak jak każdy inny kraj. Jeśli natomiast jest w nas jakaś obawa, blokada, że coś może nam się nie spodobać, nie spełni naszych oczekiwań, to wtedy dałabym sobie jeszcze trochę czasu na Albanię. Kraj jest w trakcie wielu przemian, robi co może, żeby nadgonić zapóźnienia cywilizacyjne, uczy się i rozwija. Może za jakieś 20 lat śmieci na ulicach i bezpańskie, wygłodzone psy będą tylko smutnym wspomnieniem po Albanii, która dorastała do turystyki w schludniejszym wydaniu? Czy nadal pozostanie taka dzika i dziewicza jak jest teraz? Tego nie wiem, ale mam nadzieję, że jednak tak, bo bardzo Albanii kibicuję:).
P.S.- część II wpisu jest w planach, ale będzie ona dotyczyła bardziej Albanii okiem polskiego kierowcy i pasażera;).
*Spodobał Ci się ten artykuł? To zostaw po sobie ślad w komentarzu, poślij go dalej w świat, daj serducho na Instagramie albo lajka na Facebook’u.
Zaobserwuj mnie również na moich profilach w social media: Instagram & Facebook!
Spodobał Ci się ten lub inny artykuł na blogu? To postaw mi wirtualną kawę:). Wesprzesz mnie w ten sposób jako autorkę internetową. A możesz to zrobić klikając w ikonkę poniżej.