Albania poza szlakiem. Delta Vjosë-Nartë i Zvërnec
Ten wpis mogłabym śmiało zatytułować: „Miejsca odkryte przypadkiem dzięki widokowi satelitarnemu, o których nie śniło się autorom przewodników”. Ale ten tytuł byłby przecież za długi, nikt by go nie zapamiętał😉. Mogłabym też napisać coś o tym, że warto jest zejść z utartego, turystycznego szlaku, żeby odkryć prawdziwe perełki, co byłoby w sumie dość banalne…
Zamiast tego, to może po prostu opiszę dziką plażę w Zvërnec niedaleko miasta Vlorë. Opiszę też klify, laguny oraz bardzo stary kościółek znajdujący się na jednej z maleńkich lagunowych wysepek. Mam nadzieję, że w ten sposób rzucę nieco światła na ten niezwykły kawałek albańskiej ziemi. Pasuje? OK, to zróbmy tak😊!
Obszar chroniony Delty Vjosë-Nartë
Ta „duża kałuża”, którą widziałam na mapie okazała się być deltą rzeki Vjosë i przylegającym do niej obszarem chronionym. Delta znajduje w południowo- wschodniej Albanii, w pobliżu miasta Vlorë, które jest typowym nadmorskim kurortem. Sam obszar chroniony zajmuje ponad 194 km² i obejmuje deltę rzeki, lagunę Nartë , mokradła, trzcinowiska, bagna, lasy, plaże… Mało tego, w okolicy znajdują się także saliny, z których przedsiębiorstwo Alb-Sale Vlora pozyskuje i produkuje sól z odparowanej wody morskiej.
Obszar delty skrywa 741 gatunków ptaków, z czego 26 z nich jest zagrożonych wyginięciem na całym świecie. Spotkać tu można m.in.: flamingi, pelikany dalmatyńskie, szakala złocistego, a w wodach morskich również delfina.
Rzeka Vjosë ma 272km długości i czerpie swe źródło w górach Pindos w Grecji. Wpada do Morza Adriatyckiego na północ od laguny Nartë.
Rzeka Vjosë
Jeśli chodzi o samą rzekę Vjosę, to mówi się, że jest to ostatnia dzika rzeka w Europie i, że nie została nam już taka druga, tak bardzo nietknięta ręką człowieka. Rzeka Vjosë płynie tam gdzie chce, tworzy unikalny ekosystem i jest domem dla tysięcy gatunków zwierząt i roślin. Lokalni i światowi aktywiści, ekolodzy, lokalna i międzynarodowa społeczność stanęła w obronie rzeki, broniąc ją przed planami budowy licznych tam i hydroelektrowni. W 2020 r. zostało osiągnięte porozumienie i albańscy politycy obiecali rezygnację z planów uregulowania rzeki oraz zamiar utworzenia Parku Narodowego Vjosë, który byłby pierwszym tego typu parkiem narodowym w Europie chroniącym dziką, nieuregulowaną rzekę.
Jednak walka o jej ochronę nadal trwa. Ekolodzy oraz aktywiści nieustannie czuwają i uważnie przyglądają się faktycznym poczynaniom obecnych polityków, którzy wygrali wybory w kwietniu 2021… Dla zainteresowanych zgłębieniem tematu ochrony rzeki wrzucam link do sześciominutowego filmiku na YouTube, który dokładniej wyjaśnia tą kwestię (film w języku angielskim)–>https://www.youtube.com/watch?v=-wIoAo6KGrw<–
Wracając do samego obszaru chronionego, to znajdują się tu co najmniej dwa miejsca, które warto odwiedzić. Pierwsze z nich to…
Laguna Nartë i Klasztor Zaśnięcia Najświętszej Marii Panny
Na lagunie znajduje się kilka niewielkich wysepek, a na jednej z nich klasztor i kościółek, który prawdopodobnie pochodzi z drugiej połowy XIV w., z czasów bizantyńskich. Wejście zarówno na wysepkę jak i do świątyni jest darmowe.
Wyspa jak wyspa, kościół jak kościół, ale mi najbardziej podobało się kładka prowadząca na wyspę! Przejście kładką z dziećmi dostarczyło mi o wiele więcej emocji niż samo oglądanie średniowiecznej budowli… Zwłaszcza, że co chwilę oganialiśmy się od os i innych latająco- bzyczących owadów. Widoki również dostarczają zapierających dech w piersiach wrażeń, więc moim zdaniem warto odwiedzić to nie tak bardzo popularne miejsce, nawet jeśli wizyta na wysepce i w kościółku zajmie całe pięć minut.
Drugim miejscem wartym odwiedzenia była odległa o jakieś 3.5km plaża, która na Google Maps widnieje jako Zvërnec Beach.
Plazhi Zvërnecit – Dalan i latarnia morska
Wiodła mnie tu jedynie ciekawość pobudzona zdjęciami obejrzanymi w internecie. W tym miejscu klify łączyły się z morzem i zatoczką, a morze z laguną przez wąski przesmyk w mierzei. Na horyzoncie widać było niedaleką Vlorę, wyspę Sazan oraz wzniesienia w Parku Narodowym Karaburun znajdującym się na półwyspie o tej samej nazwie. Do dyspozycji miałam tylko cudze obrazy i informację, że wg Google Maps z kościółka na wyspie jest tu już całkiem niedaleko.
Droga na plażę Zvërnec była zupełnie byle jaka. Wąska na jeden samochód, kamienista, pofałdowana i jedyne co dało się z niej wycisnąć, to zawrotne 10km/h. Jednak to w zupełności wystarczyło, żeby przeżyć zachwyt obcowania z dziką albańską przyrodą.
Latarnia morska
Na mapie zaznaczona była również latarnia morska. Okazało się, że znajduje się ona na szczycie klifu, a podejście do niej w pełnym słońcu (co z tego, że październikowym) mimo, że jest bardzo krótkie, to jest również nieco męczące. Nie udało nam się dotrzeć pod samą latarnię, ponieważ z oddali ostrzegły nas o swojej obecności dwa psy. Raczej nie miały wobec nas przyjaznych zamiarów, w końcu byliśmy dla nich zwyczajnymi intruzami. Do tego biegały luzem wokół latarni, co nakazało mi natychmiastowy odwrót. Psy były pewnie częścią albańskiej straży przybrzeżnej😉. Odstraszyły nas bardzo skutecznie, więc taka forma ochrony latarni przed nieproszonymi gośćmi jest chyba wystarczająca xD.
Z powodu latarni oraz ujadających psów byłam nieco zawiedziona i rozczarowana. Wciąż było mi mało widoków, więc pognaliśmy w stronę zatoki i Plaży Zvërnec.
Plaża Zvërnec
Nie wiem czy to była kwestia tego, że byliśmy tu poza sezonem, czy może tego, że po prostu docierają tu nieliczni zapaleńcy, a nie masowi turyści? No bo na dobrą sprawę, na miejscu nie zastaliśmy żadnej infrastruktury turystycznej, która wskazywałaby na to, że to miejsce w sezonie tętni życiem, a teraz tylko „zimuje”. Niewielu nas tu było. Tylko my i garstka kamperowców i vanliferów z Niemiec, jakiś samotny nurek i artysta malarz, który rozstawił się ze swoimi sztalugami i płótnem na szczycie klifu. Wiatr wiejący od morza wywijał mu czasem rondo kapelusza, które chroniło oczy przed ostrym słońcem. Jak tu malować, gdy do źrenic wdziera się tyle światła, że powieki trwają w nieustannym zmrużeniu?…
I bardzo to było wszystko piękne. Właśnie to, że nie było na tej plaży i na tych klifach nic. Bo dla mnie- tam i wtedy, to nic, to było wszystko!
Nie popływasz
Na plaży znajduje się tabliczka, z informacją, że nie strzeże jej żaden ratownik i obowiązuje zakaz pływania. I choć zatoczka jest bardzo kusząca, to nie widziałam, żeby ktoś uległ jej czarowi i zdecydował się na morską kąpiel.
Żółwie
W miejscu, w którym nie ma za specjalnie nic, z chęcią czyta się wszystkie tablice informacyjne… W ten sposób dowiedziałam się, że mając łut szczęścia, można tu spotkać żółwie, ponieważ adriatyckie i jońskie wybrzeże Albanii należy do żółwich terenów lęgowych. Na wybrzeżu adriatyckim zaobserwowano występowanie trzech gatunków żółwi: żółwia karetta (Caretta caretta), żółwia zielonego (Chelonia mydas) oraz żółwia skórzastego (Dermochelys coriacea). Ich obecność na albańskim wybrzeżu zależy od warunków środowiskowych i stanu zanieczyszczenia wód oraz części lęgowej wybrzeża.
Żółwiom oczywiście nie sprzyja ekspansywne rybołówstwo, plastik morski, który często mylą z pożywieniem, zabudowanie nabrzeża murami, ogrodzeniami czy też innymi przeszkodami, które skutecznie utrudniają lub uniemożliwiają żółwiom dotarcie do terenów lęgowych.
Wysepkę na lagunie oraz plażę Zvërnec można odwiedzić przy okazji wizyty w Albanii zwłaszcza jeśli na swoją bazę wybierze się Durrës. Droga z Durrës zajęła nam około półtorej godziny jazdy samochodem w jedną stronę. Amatorzy pięknych widoków i dzikiej natury na pewno się nie rozczarują!
Dla zainteresowanych dokładną lokalizacją miejsc opisanych powyżej załączam mapkę.
*Spodobał Ci się ten artykuł? To zostaw po sobie ślad w komentarzu, poślij go dalej w świat, daj serducho na Instagramie albo lajka na Facebook’u.
Zaobserwuj mnie również na moich profilach w social media: Instagram & Facebook!
Spodobał Ci się ten lub inny artykuł na blogu? To postaw mi wirtualną kawę:). Wesprzesz mnie w ten sposób jako autorkę internetową. A możesz to zrobić klikając w ikonkę poniżej.