Konzum party, czyli chorwacka radość życia
Z okien naszego zadarskiego mieszkania mamy widok na kawałek morza i rampę załadunkową dyskontu chorwackiej sieciówki Konzum. No cóż, mogło być lepiej… Jednak szybko wybaczam te tiry podjeżdżające z załadunkiem, bo Konzum staje się pobliskim centrum naszego zaopatrzenia, w którym kupujemy regularnie jedzenie, pampersy oraz… miskę do kąpieli dla bobasa. Sklep jak sklep. Klienci przychodzą i wychodzą, pracownicy spotykają się na rampie na papierosa, dostawy z towarami kursują kilka razy dziennie. Taki żywy organizm. Pewnego popołudnia coś wygląda jednak inaczej…
Na rampie zaczyna się krzątanina, ustawiane są stoły zmontowane z palet, siedziska, którymi są skrzynki po piwie, jakieś płachty udają obrusy, pojawia się plastikowa zastawa. Każdy z pracowników przynosi półmiski z jedzeniem, napoje, alkohol. Gra muzyka. Coraz bardziej ciekawi mnie to zjawisko, zwłaszcza, że impreza liczy już sobie około 30 osób! Śmiechy i rozmowy przeplatają się z toastami. Jest coraz później, ale do finału jeszcze daleko… Nagle na rampie pojawia się muzykant z akordeonem i tort. Wszyscy zdmuchują świeczki i dopiero teraz zaczyna się prawdziwy balet! Śpiewają i tańczą, nikt nie siedzi, nikt smętnie nie podpiera ściany. Nieco zmęczeni szybko regenerują się podczas papierosowej przerwy i ruszają dalej w wir zabawy. Akordeonista chyba też nie wie co to zmęczenie. Noc jest ciepła, więc obserwuję wydarzenie z naszego tarasu, dumając nad tym jak niewiele im potrzeba, żeby świetnie się bawić i jak to możliwe, żeby ot tak zorganizować własnym sumptem imprezę pracowniczą do tego lepszą niż niejedno wesele, bądź co bądź na tyłach sklepu? A jakby to było u nas w Polsce? Co na to kierownik sklepu, okoliczni mieszkańcy, a gdzie poszanowanie przepisów BHP? Szybko dochodzę do wniosku, że u nas… by nie było. Z tych rozmyślań wyrywa mnie jakieś pohukiwanie i gwizdy w moją stronę. Przyjazny gest machania ręką pokazuje mi wyraźnie „no chodź, dołącz do nas, co tam będziesz siedzieć na tym balkonie, jak tu taka impreza”. Uśmiecham się w duchu i biję tylko brawo, zresztą bardzo zasłużone. Mój niemowlak już dawno śpi, ale w każdej chwili może nadejść pora karmienia, lepiej pozostać na posterunku. W końcu nigdy nie wiadomo jak bardzo wciągnie takie chorwackie tango:)…
Rano podczas zakupów w Konzumie widzę jak gdyby nigdy nic te same twarze pracowników, którzy rozeszli się do domu prawdopodobnie z pierwszym pianiem kura. A twarze mają trochę zmęczone, trochę blade, ale radosne, bez cienia pretensji o kaca. Witają mnie standardowo Dobro jutro albo po prostu Bok! Kusiło mnie, żeby zapytać co to była za okazja do świętowania? A z resztą, czy to w ogóle ważne?…
Bolnica
Każdy świeżo upieczony rodzic trzęsie się jak osika na wietrze o swoje niemowlę. Mały katarek niewiadomego pochodzenia urasta od razu do rangi zapalenia płuc. Choroba dziecka na urlopie to chyba ostatnia rzecz jaką chcielibyśmy z wyjazdu zapamiętać, ale jednak… O tym, że warto mieć ze sobą na zagranicznym wyjeździe EKUZ dla siebie i dziecka (Europejską Kartę Ubezpieczenia Zdrowotnego) niestety musimy się przekonać na własnej skórze. Na szczęście daje nam ona możliwość do skorzystania z podstawowej nieodpłatnej pomocy medycznej w nagłych przypadkach w krajach Unii Europejskiej. A jak to wygląda w praktyce? W praktyce spędzamy prawie cały dzień w szpitalu w Zadarze, w przychodni dziecięcej. Personel widząc, że jesteśmy zagranicznymi turystami stara się nam ułatwić jak to tylko możliwe. No ale procedury trwają długo. Rejestracja, zebranie wywiadu od rodzica małego pacjenta (jak dobrze znać angielski!), badania- pobranie krwi z paluszka- czekanie na wynik, trzy próby pobrania moczu do woreczka- i znów czekanie na wynik. W końcu osłuchanie i zbadanie przez lekarza oraz diagnoza i zalecenia: „dziecko ma zwykły katar, proszę czyścić nos kilka razy dziennie roztworem soli fizjologicznej i w miarę możliwości oczyszczać nosek aspiratorem, gdy zbierze się więcej wydzieliny. Powinno przejść samo”. Czujemy ulgę, że to nic poważnego.
W poczekalni zagaduje mnie jakaś pani doktor. Jest ciekawa skąd jesteśmy, co robimy w szpitalu, jak żyje się nam w Polsce… Rozmawiamy chwilę. Opowiada mi o tym, jaka Chorwacja jest piękna, jak bardzo lubi swój kraj, o tym że mają tu wszystko czego dusza zapragnie: ciepło, słońce, morze, góry jeziora, że są otwarci, przyjaźnie nastawieni. Ale z jednym jest problem. Z pracą. Gospodarkę napędza głównie sektor turystyczny, kto może zatrudnia się w kurortach i w sezonie pracuje na kilka etatów, łapiąc pracę gdzie się da. Reszta emigruje za granicę- głównie młodzi, bo nie widzą tu dla siebie perspektyw i nie chcą do końca życia pracować na dwóch etatach jako sezonowy kelner w restauracji… Nie tacy Chorwaci szczęśliwi jak nam się wydaje. Trochę ją jednak rozumiem. Może Polska nie jest fenomenem turystycznym, ale też niczego nam nie brakuje (no może oprócz większej ilości dni słonecznych w roku:). Nam też wstąpienie do UE otworzyło nowe rynki pracy. Rozpoczął się exodus emigracyjny. Najlepszych fachowców, specjalistów „wysłaliśmy” do Wielkiej Brytanii, Niemiec, Francji, Holandii…
Oprócz roztworu soli fizjologicznej dla bobasa wychodzę stąd z wiedzą, że bolnica znaczy po chorwacku szpital, i że każdy naród, choćby nie wiem jak optymistyczny i pozytywnie nastawiony do życia lubi sobie czasem ulać trochę żółci i „dla zdrowia” ponarzekać?…
Rebeka von Jurgen
*Spodobał Ci się ten artykuł? To zostaw po sobie ślad w komentarzu, poślij go dalej w świat, daj serduszko na Instagramie albo lajka na Facebook’u.
Zaobserwuj mnie również na moich profilach w social media: Instagram & Facebook!
Spodobał Ci się ten lub inny artykuł na blogu? To postaw mi wirtualną kawę:). Wesprzesz mnie w ten sposób jako autorkę internetową. A możesz to zrobić klikając w ikonkę poniżej.