Sandomierz reklamuje się jako „królewskie miasto”, a ja mówię Wam, że jest to miasto z największą średnią liczbą morderstw w Polsce;)! Do tego położone jest na lessowym wzgórzu tak ładnie, że aż nieprzyzwoicie na to wszystko patrzeć, bo w sercu czuć ukłucie zazdrości! W centrum Sandomierza znajdziecie też lessowe wąwozy, krówki z dużą ilością „E” oraz pewien obraz… A o wszystkim przeczytacie poniżej!

Kto choć raz nie obejrzał odcinka „Ojca Mateusza”, ten niech pierwszy rzuci smartfonem!
Powyższy wstęp może i jest średnio zachęcający do odwiedzenia Sandomierza, no bo po co pchać się tam po prawie pewną śmierć…
Spokojnie, to tylko żart! Pewnie większość z Was pojęła w sekundzie, że jest to nawiązanie do serialu „Ojciec Mateusz”, którego akcja toczy się właśnie w Sandomierzu. Ponieważ w „Ojcu Mateuszu” prawie co odcinek ktoś ginie, to dziwię się, że w Sandomierzu jeszcze w ogóle ktokolwiek mieszka😉. Jak na prawie dwudziestoczterotysięczne miasto, to tych trupów było tu dość sporo. I to regularnie, prawie co tydzień;)!
Ale odczepmy się już od serialu, bo to przecież najprawdziwsza fikcja. Nie przyjechałam tu po to, żeby dreptać śladami serialowego księdza. Do Sandomierza przyjechałam w zgoła innym celu, a to za sprawą pewnego literacko- filmowego splotu zdarzeń w moim życiu. Przyjechałam tu po „ziarno prawdy”.
W każdej legendzie jest ukryte ziarno prawdy…
Jest taki film, który co jakiś czas wraca do mnie jak bumerang. Wrócił i tej zimy. „Ziarno prawdy” z 2015 r. w reżyserii Borysa Lankosza jest przeniesionym na medium filmowe kryminałem Zygmunta Miłoszewskiego o tym samym tytule. Żeby zbytnio nie spoilerować, tym którzy nie czytali jeszcze książki ani nie obejrzeli filmu, napiszę tylko tyle, że w Sandomierzu dochodzi do brutalnego morderstwa, które swoim okrucieństwem ma przypominać mordy rytualne. Zagadkę tego, no i kolejnych, nowych morderstw (no jak to tak skończyć tylko na jednym morderstwie? Heloł, przecież do Sandomierz! Tu trup ściele się gęsto;) ma rozwikłać nowy prokurator- Teodor Szacki. wraz z kolejnymi minutami filmu krystalizuje się modus operandi sprawcy, a Szacki oraz śledczy trafiają po nitce wydarzeń i tropów do Bazyliki Katedralnej Narodzenia NMP przed pewien obraz…
Karol de Prevot, „Posądzenie Żydów sandomierskich o mord rytualny w roku 1698 i 1710”, olej na płótnie należący do cyklu „Martyrologium Romanum”

Obraz w barokowej katedrze dziś śmiało można by nazwać „propagandowym”. Namalowany został na zlecenie, a artysta malarz miał przedstawiać na nim sandomierskich Żydów, delikatnie to ujmując, w mało korzystnym świetle, co w „naturalny” sposób podsyciło antyżydowskie nastroje oraz podgrzało jeszcze bardziej i tak już wrzącą atmosferę.
Sandomierz w XVII i początkiem XVII w. staje się bowiem areną konfliktów katolików z Żydami. Scena przedstawiona na obrazie jest dość makabryczna, ale pamiętajmy, że sztuka sakralna była tym medium, które miało wywoływać w wiernych silne emocje, miało przemawiać i „edukować”. Nierzadko rodziła w odbiorcy strach, lęk, niepewność, poczucie bezradności wobec Siły Wyższej, a nawet nienawiść do drugiego człowieka.
Nie ważne jest to, kto i co namalował. Zawsze liczy się tylko kontekst…
No więc w pierwszej połowie XVII w. odbiorca dzieła Karola de Prevot widzi na obrazie rozczłonkowane ciało dziecka, pożerane przez psa oraz Żyda kuszącego ku sobie inne dziecko. Na drugim planie widać zaś dalszy przebieg mordu rytualnego, którego dokonują inni Żydzi na małym chrześcijaninie. Rzekomo, Żydzi mieli porywać sandomierskie dzieci, bo potrzebowali ich krwi do przygotowania macy używanej w czasie Paschy. Z powodu szerzenia się tych bezpodstawnych oskarżeń Żydzi byli często prześladowani i mordowani, co miało również miejsce w Sandomierzu. W przeciwieństwie do mordów rytualnych na chrześcijańskich dzieciach, które miejsca tu nie miały.


Na tabliczce obok obrazu, czytam: „Począwszy od XIII w. papieże zabraniali rozpowszechniania tego rodzaju fałszywych zarzutów i bronili Żydów przed nimi”. Z tym bronieniem, to chyba nie do końca im wyszło, skoro na początku XVIII w. Karol de Prevot maluje takie dzieło „propagandowe” na zlecenie… sandomierskiego proboszcza Stefana Żuchowskiego, zadeklarowanego antysemity.
Stojąc przed obrazem w katedrze naszła mnie taka smutna refleksja. Przez ostatni rok w Polsce wywaliliśmy się wszyscy na pysk. A to pandemia i jej kolejne fale, a to protesty będące pokłosiem głupawych orzeczeń i rozporządzeń, etc., etc. Przez ten calutki rok wiele się naoglądaliśmy i nasłuchaliśmy. Ale naprawdę, szukanie w tych wszystkich medialnych doniesieniach sensu i logiki jest czasem jak brodzenie po pas w szambie, jak oddzielanie ziarna od plew, jak szukanie tego ziarna prawdy, którego szukał w Sandomierzu Szacki.
Obraz Karola de Prevot nie przedstawiał żadnych wydarzeń historycznych, powstał tylko po to, żeby manipulować informacją? Po co?… Po to, aby zakorzenić w ludziach nienawiść do innych ludzi. To przecież zawsze było takie proste…

Bazylika Katedralna Narodzenia NMP
A teraz dwa słowa o samej katedrze. Jest przepiękna! W zasadzie na tym mogłabym poprzestać, ale… No właśnie- zawsze musi być jakieś „ale”. Jeśli nie przyciągnie Was do katedry sam obraz, pod którym zresztą gromadzą się zorganizowane grupy z przewodnikiem, to zajrzyjcie do niej chociaż w godzinach dla zwiedzających.

Katedra swoimi początkami sięga 1360 r. i wtedy powstała jako budowla gotycka. No ale, że latka lecą, a mody się zmieniają, to w drugiej połowie XVII w. „odmłodzono” ją, przerabiając fasadę na barokową. Wnętrze również nie uciekło przed barokiem. Zostało zbarokizowane w XVIII w. i jest to taki typowy późny, gruby, tłusty barok, ociekający złoceniami, przepychem, zdobieniami i tłuszczykiem pulchniutkiego putto. Moją największą uwagę zwróciło sklepienie krzyżowo- żebrowe z kolorze ciemnoniebieskim z pięknie wymalowaną ornamentyką, przywodzące mi na myśl rozgwieżdżone niebo. Jeśli jesteście wierzący, to możecie również się pomodlić, jeśli tylko w porze dla zwiedzających będą ku temu warunki. Kiedy byłam ja, to takowe warunki były, bo jednych i drugich była zaledwie garstka. Nikt nikomu nie kolidował i nie wchodził w drogę.
W czasie odprawiania nabożeństw bazylika nie jest dostępna dla zwiedzających (logisch). Dlatego, żeby ją sobie dokładnie obejrzeć, warto wcześniej sprawdzić na stronie internetowej katedry aktualne godziny, w których jest to możliwe. Na stronie jest również opcja wirtualnego zwiedzania wnętrza. Coś jak Google street view😉.
Katedra ma to szczęście, że oprócz tego, że jest ładna i zadbana w środku, to również widoki spod jej murów są niczego sobie. Bo oto stojąc u jej stóp, na tym lessowym wzgórzu, na którym położony jest sandomierski Stary Rynek, widzimy przed sobą w dole wijącą się ciemną wstęgę Wisły oraz leżący nieopodal katedry Zamek Królewski, w którym mieści się Muzeum Okręgowe.

Wąwóz Św. Królowej Jadwigi
Spod bazyliki dynamicznie przenoszę Was do wąwozu. Wąwozu lessowego, ze stromymi zboczami, w obrębie Starego Miasta, z niedługim wydawać by się mogło, bo około 500m, odcinkiem do przejścia. Jeśli nikt Wam nie mówił, że chodzenie po takowym w lutym przypomina lodową ślizgawkę, na której ktoś postanowił zrobić wielką lessową kupę, to mówię Wam to ja… W najlepszym wypadku spodnie uwalone będą po kolana, a w najgorszym- tyłek zostanie uwalony tą lessową sraczką… A skoro już mowa o skale lessowej, która w lutowej, przedwiosennej aurze bardziej przypomina efekt rozwolnienia niż SKAŁĘ, to zatrzymajmy się przy tym lessie dłużej.

Less
Pierwszy raz w życiu spotkałam się z lessem chyba w czwartej klasie podstawówki. W podręczniku do geografii napisano, że less jest bardzo miękką skałą, która łatwo się wymywa i poddaje procesom erozyjnym. W Polsce występuje ona m.in. na Wyżynie Lubelskiej i Wyżynie Sandomierskiej. Na wierzchnich warstwach skały lessowej wykształcają się żyzne gleby zwane czarnoziemami, a czarnoziemy są ważne dla rolnictwa. Na pewno nie pozostaje less bez znaczenia dla licznych na Ziemi Sandomierskiej upraw jabłek (z jabłek robi się cydr jabłkowy, do tego jeszcze w tym wpisie wrócę), innych drzew i krzewów owocowych oraz winnej latorośli.
Takiego zagęszczenia sadów w Polsce jeszcze nie widziałam. Zwłaszcza jadąc DK 79 z Sandomierza w stronę Pacanowa, mogłam z okna samochodu- po lewej i prawej- obserwować morze owocowych drzewek. O tej porze roku te stojące w szeregu na baczność suchelce nie robiły aż takiego wrażenia, ale co tu się musi dziać jak to wszystko zacznie się zielenić i kwitnąć ?… Matko Bosko!
Wracając do lessu, to pod wpływem różnych procesów erozyjnych tworzą się w nim malownicze wąwozy (no dobra, może nie są tak malownicze w lutym), a że jest skała lessowa stosunkowo miękką, to łatwo się w niej drąży. I w tym właśnie momencie zabieram Was do piwnic…
Sandomierska Podziemna Trasa Turystyczna
Sandomierz można przemierzać również pod ziemią, a dokładniej to pod tą jego część położoną pod Starym Rynkiem, przemieszczając się pod jego płytą siecią wielopoziomowych chodników i komór. W minionych wiekach wydrążone pod Sandomierzem tunele służyły głównie jako składy kupieckie oraz miejsce schronienia dla ludności w przypadku nadciągającego niebezpieczeństwa. Przechowywano w nich głownie sól, wino i śledzie.

Sandomierz, który był miastem położonym na królewskim dukcie rozwijał się bardzo dobrze. Jego strategiczne położenie na szlaku kupieckim pozwoliło stanowi kupieckiemu całkiem nieźle prosperować. Stąd i zapotrzebowanie na piwnice było przeogromne. Niektóre z nich sięgały nawet 15m głębokości!
Niestety po okresie prosperity Sandomierza, podziemny system tuneli i piwnic zaczął niszczeć i stwarzać niebezpieczeństwo w postaci katastrof budowlanych. Naukowcy z Akademii Górniczo- Hutniczej w Krakowie przybyli do Sandomierza z odsieczą, aby zapobiec zapadaniu się ludzi i budynków pod ziemię… Część korytarzy i pomieszczeń udało się przywrócić do życia i to właśnie z nich utworzono pod sandomierskim Starym Miastem Podziemną Trasę Turystyczną.

Podczas zwiedzania turyści przechodzą odcinek podziemnych korytarzy i piwnic liczący 470 m, położonych na różnych poziomach. Najgłębsze pomieszczenie znajduje się 12 m pod ziemią! Każda piwniczka ma swoją własną nazwę, często nawiązująco do legend i historii Sandomierza. Chyba najbardziej znana jest ta legenda o Halinie Krępowiance, która poświęciła własne życie w zasadzce na Tatarów najeżdżających Sandomierz. Miała ona zwabić do piwnic tatarskich najeźdźców, aby pokazać im tajemne podziemne przejścia, dzięki którym bez trudu zdobyliby Sandomierz. Tatarzy wietrzyli jednak jakiś fortel i kazali Halinie iść jako pierwszej przodem. Gdy cały tatarski zastęp znajdował się już pod ziemią, sandomierzanie zasypali i zniszczyli wyjście z podziemi, uniemożliwiając w ten sposób Tatarom wydostanie się z piwnic. Razem z Tatarami zginęła również dzielna Halina.

Wejście do podziemnej trasy znajduje się na dziedzińcu Kamienicy Oleśnickich, ul. Rynek 10. Bilet normalny kosztuje 16zł, a ulgowy 12zł. Zwiedzanie z przewodnikiem trwa około 40 minut. Do pokonania jest sporo schodów, korytarze są wąskie, więc wózek dziecięcy trzeba zostawić na dziedzińcu i przerzucić malucha w chustę, nosidło albo przegonić po tych korytarzach na własnych nóżkach😉.
Ratusz w Sandomierzu
Koniec trasy podziemnej znajduje się przy ratuszu. Przewodnik uwalnia zwiedzających z podziemi koło wejścia do również podziemnej, klubo- restauracji Lapidarium, która znajduje się pod ratuszem.

Ratusz oraz znajdujące się koło niego studnia i kotwica, są jednymi z symboli sandomierskiego Starego Miasta. W renesansowym ratuszu obejrzeć można część zbiorów muzealnych oraz ekspozycje.
Brama Opatowska
Kolejnym charakterystycznym elementem sandomierskiego Starego Miasta jest Brama Opatowska. Jest to jedyna zachowana do dnia dzisiejszego brama wjazdowa do Sandomierza. Wieże wchodziły w skład murów obronnych miasta i były zbudowane nakładem środków króla Kazimierza Wielkiego. Na Bramę Opatowską można się wspiąć i podziwiać z każdej strony panoramę Sandomierza. Nieopodal bramy znajduje się Furta Dominikańska zwana również Uchem Igielnym. W dawnych czasach służyła do komunikowania się braci z dwóch zakonów dominikańskich, z których jeden położony był wewnątrz murów obronnych, a drugi na ich zewnątrz.

Do Ucha Igielnego niestety już nie dotarłam, być może Wy dotrzecie… Ale skoro już było o tych dominikanach, to chodźmy może na…
Wino u dominikanów
Dawać mi tu drugie takie miasto w Polsce, w którym wino produkowane jest pod czujnym okiem braci dominikanów. Mało tego, w obrębie Starego Miasta, z krzaczkami winnej latorośli pięknie położonymi na wzgórzu (Wzgórze Świętojakubskie). To najprawdopodobniej bracia dominikanie zapoczątkowali na Ziemi Sandomierskiej tradycję produkcji tego szlachetnego trunku. W normalnych czasach bracia oprowadzają po winnicy, które to oprowadzanie wieńczy degustacja wina. Natomiast w czasach nienormalnych, jakich obecnie doświadczamy, na pocieszenie można zakupić buteleczkę wina, np. w „Winnica Bistro”, która znajduje się przy Klasztorze oo. Dominikanów (ul. Staromiejska 3).
W ogóle sam fakt, że w obrębie Starego Miasta znajduje się zabytkowy klasztor, z przyklasztorną winnicą, uprawą winorośli, w którym można połączyć uczestnictwo w nabożeństwie z zakupem pamiątkowych butelek wina (ale nie w tym samym czasie rzecz jasna!) wydaje mi się, jak na polskie standardy czymś fenomenalnym. Alkohol w Sandomierzu został w ucywilizowany i odpiętnowany! Widok ze Wzgórza Świętojakubskiego, jakby nie patrzeć, też jest niczego sobie.

Góry Pieprzowe
Kolejne fajne widoczki roztaczają się z Gór Pieprzowych… Ale zaraz, czy my w Polsce takie góry mamy? No tak, mamy takie góry nie-góry i do tego są one najstarsze w Polsce. Około 500 mln lat temu łupki Gór Pieprzowych powstały jako osady w morzu kambryjskim. Później, bo ok. 200 mln lat temu, intensywnie fałdowały w trakcie orogenezy sandomierskiej, czyli w trakcie ruchów górotwórczych. Od tamtej pory po prostu się starzeją. Z godnością. Bez pomocy kwasu hialuronowego i toksyny botulinowej😉..

Zwietrzelina kształtem i kolorem przypomina ziarna pieprzu i to właśnie od tego pochodzi ich nazwa. Chociaż mi kolorem bardziej przypominała zmielone ziarna pieprzu. Spojrzałam na te łupki i wiedziałam, że to nie jest żadna szarość, marengo, gołębi, antracytowy, stalowy czy mysi. To był kolor zmielonych ziaren pieprzu, który o dziwo dodał nieco pikanterii tej sięgającej po horyzont polskiej przedwiosennej szarości. Albo polskiej szarości w ogóle.

Rezerwat Przyrody Góry Pieprzowe
Na terenie Rezerwatu Góry Pieprzowe znajduje się również największe naturalne rosarium w Europie. Rezerwat ma powierzchnię 18 ha i został utworzony w 1979 r. Na naturalne rosarium składa się tu kilkanaście gatunków róż, które nierzadko tworzą splątaną gęstwinę. Róże kwitną w maju i w czerwcu. Wtedy musi być tu prawdziwy spektakl kolorów i zapachów. Chociaż te małe różane dzieci zaklęte do wiosny w owocowych czerwonych główkach miały też jakiś swój symboliczny urok. Żyzność gleby gwarantuje także występowanie wielu innych gatunków roślin w rezerwacie.

Wędrując po nim, należy trzymać się wyznaczonych ścieżek, żeby nie zdeptać przypadkiem cennych dla tego miejsca okazów flory.
Praktycznie pod sam rezerwat można podjechać samochodem. Problem może być z jego zaparkowaniem, bo jako takiego parkingu tutaj nie ma. Na podwórku Willi Dzika Róża można zostawić auto za piątaka na pół godziny lub za 10 zł na cały dzień.
Sandomierz- co przywieźć do domu, gdzie zjeść, gdzie spać?
Błądząc po uliczkach Starego Miasta w Sandomierzu co i rusz można natknąć się na jakieś sklepiki z pamiątkami, bibelotami i rękodziełem. Pamiątką godną uwagi są na pewno wyroby z krzemienia pasiastego.
Krzemień pasiasty- kamień optymizmu
Jego występowanie jest bardzo rzadkie i jedynym miejscem na świecie, gdzie pozyskuje się krzemień pasiasty są okolice Gór Świętokrzyskich i Ziemi Sandomierskiej. Kamień ten znany i używany był już w neolicie, ok. 4000 lat temu. Przedmioty wykonane z krzemienia były dawniej oznaką bogactwa i władzy.

Obecnie krzemień pasiasty przeżywa swój renesans, a na wyroby z niego może pozwolić sobie każdy. Nazywany jest również kamieniem optymizmu, który przegania choroby oraz melancholię. Wyroby z tego szlachetnego kamienia posiadają m. in. Victoria Beckham i Robbie Williams😊. Ja swój pamiątkowy zakupiłam w „Galerii Otwartej” pana Mariusza Pajączkowskiego, który jest m.in. artystą złotnikiem. Co oprócz krzemienia?
Krówka sandomierska/opatowska
Dostępna w wielu smakach i rozmiarach czai się na każdym rogu sandomierskiego Starego Rynku. Na papierkach po krówkach wydrukowane są różne ciekawostki i historie związane z Sandomierzem. Warto przeczytać zanim wyrzuci się go do kosza. Warto również czytać wcześniej skład na opakowaniu, bo niektóre z nich to prawdziwa kopalnia „E”☹.
Cydr sandomierski
Podniebienie oblepione słodką krówką można przepłukać Cydrem Sandomierskim lub jednym z sandomierskich piw kraftowych. Są to trunki lokalne podobnie jak tutejsze wino.

Gdzie zjeść?
Jeżeli nie dla samego jedzenia, to warto dla wystroju wpaść do restauracji w Hotelu pod ciżemką. Przyjemny wizualnie secesyjny styl, ciepłe kolory drewna i cegły dominują w przestrzeni restauracji. Ceny są również bardzo przyzwoite– za dwa zestawy obiadowe (zupa i drugie danie) zapłaciłam 48zł. I to w restauracji hotelu trzygwiazdkowego! Gdzie ja bym za tyle zjadła np. we Wrocławiu? Miłe cenowo było również wspomniane przeze mnie wcześniej Lapidarium mieszące się w sandomierskim ratuszu. Sandomierz ma u mnie kolejny plus za rozsądne ceny w restauracjach.
Gdzie spać?
My zatrzymaliśmy się na nocleg w Willi Wiślanej po drugiej stronie Wisły. Pomimo, że okolica nie należała do najciekawszych, to obiekt nadrabiał tym, że był nowy, a pokoje czyste, schludne i ładnie urządzone, a właściciele zawsze mili, uśmiechnięci i do rany przyłóż. Jednak, żeby bardziej „poczuć” Sandomierz wybrałabym następnym razem coś na Starym Mieście lub w jego obrębie.
Sandomierz- dwa razy na „tak”, jeden raz na „owszem”
Czy Sandomierz mi się spodobał i zaskoczył? Tak! Czy wróciłam z niedosytem? Tak! Czy mam ochotę na więcej? Owszem. Na kolejną sandomierską eskapadę wybrałabym jednak maj lub czerwiec, żeby zobaczyć kwitnące „Pieprzówki”, zielone sady i winnice. W lutym w krajobrazie dominuje szarość, co jednak nie zakłóciło mi odbioru Sandomierza w ciepłych barwach.
Na koniec mapka z zaznaczonymi miejscami, które pojawiły się we wpisie. Historyczne centrum Sandomierza fajnie „robi się” pieszo. Oczywiście nie są to wszystkie atrakcje i miejsca, jakie na turystę czekają, a jedynie przykładowa propozycja zagospodarowania sobie weekendu w Sandomierzu.
Rebeka von Jurgen
*Spodobał Ci się ten artykuł? To zostaw po sobie ślad w komentarzu, poślij go dalej w świat, daj serduszko na Instagramie albo lajka na Facebook’u.
Zaobserwuj mnie również na moich profilach w social media: Instagram & Facebook!
Spodobał Ci się ten lub inny artykuł na blogu? To postaw mi wirtualną kawę:). Wesprzesz mnie w ten sposób jako autorkę internetową. A możesz to zrobić klikając w ikonkę poniżej.