Było dużo o plażach, o jeździe samochodem i wypożyczalniach tychże na Fuerteventurze, było też trochę o modzie i wygodzie w podróży. Teraz przyszedł czas, żeby potraktować sprawiedliwie atrakcje z plażowaniem niezwiązane. Bo chociaż Fuerteventura to raj dla plażowiczów, to ma do zaoferowania o wiele więcej niż złoty pudrowy piasek, laguny i windsurfing. Interior jest równie ciekawy i różnorodny, więc nikt na tej wyspie nie będzie się nudził. Ci co plażować nie potrafią, bo energia rozpiera ich od środka i nie umieją spokojnie uleżeć w miejscu dłużej niż 10 min, też znajdą coś dla siebie.
Co można zwiedzić w tydzień wspólnie z dziećmi zakładając, że będziemy na zmianę odwiedzać różne plaże i robić jeszcze coś innego? Oto nasze propozycje wycieczek. Przetestowane w składzie 2+2! 😊
Betancuria
To mała wieś w centralnej części wyspy i jednocześnie jej pierwsza stolica. Jej umiejscowienie w centrum wyspy, pomiędzy górami miało chronić przed atakami piratów. Nazwa Betancuria pochodzi od nazwiska Jean de Béthencourt, konkwistadora i zdobywcy wyspy w jednej osobie. Jean w 1405 roku ustanowił Betancurię stolicą wyspy. Dziś nie ma tu nic metropolitalnego. Jest za to prosto, pięknie i klimatycznie. Wymalowane na biało domy kontrastują z błękitnym niebem i odcinają się bajecznie od cynamonowych wzgórz. Do tego jest dość zielono i kwieciście, bo o zieleń, nie tylko w kolczastej postaci, tu się po prostu bardzo dba. Najważniejszym zabytkiem jest kościół Iglesia de Santa Maria z XVII w. Nieopodal niego znajduje się też Museo de Arte Sacro, czyli muzeum sztuki sakralnej oraz Museo de Betancuria– muzeum o charakterze archeologiczno- etnograficznym. Dziesięć minut spacerkiem na północ od miasteczka znajdują się ruiny klasztoru Franciszkanów. My jednak odstawiliśmy na bok wszystkie sakralno- muzealne przybytki i postawiliśmy na luźny spacer i krzątanie się po uliczkach. Bo Betancuria chociaż malutka, to bardzo malownicza i urokliwa.
Przejazd górskimi drogami między Pájara Vega de Rio de la Palmas a Betancurią
Przejazd do Betancurii może być już atrakcją samą w sobie. Od miejscowości Pájara zaczyna się trasa- FV-30 bardzo górska, kręta i bezczelnie widokowa! Najlepiej jechać nią z kierowcą o stalowych nerwach i dobrych umiejętnościach 😉. Po drodze mija się dwa punkty widokowe, gdzie można bezpiecznie zaparkować samochód i podziwiać panoramę. A jest co! Pierwszy z nich to Mirador del Risco de la Penas, a drugi Mirador Betancuria. Jadąc dalej na północ trasą FV-30 miniemy po drodze Vega de Rio de la Palmas, która widziana z trasy również wygląda dość malowniczo. A dalej to już tylko historyczna Betancuria.
Kozy- tak to też jest atrakcja!
Kozy na Fuerteventurze są wszechobecne i są jednym z symboli wyspy. Mówi się, że kozich mieszkańców jest tu więcej niż ludzkich. Objeżdżając Fuerteventurę samochodem nie raz natrafiliśmy na jakąś kozią hodowlę albo wałęsające się na horyzoncie (lub na drodze!) kozy. Kozy to mleko, a mleko to ser, który na wyspie jest traktowany z ogromnym szacunkiem. Można się o tym przekonać w muzeum sera, ale o tym niżej.
Faro Entellada
Latarni morskich na Fuerteventurze jest kilka, jak to na wyspie. Faro de Entellada jest najdalej na wschód wysuniętą latarnią morską, a znaczy to, że stąd już tylko około 90 km w prostej linii do wybrzeży Afryki, a konkretniej Maroka. Latarnia położona jest na wzniesieniu i prowadzi do niej kręta, ale krótka górska dróżka. Latarnia jest w pełni zautomatyzowana, nie można do niej wejść, pogadać z latarnikiem ani pooglądać jej od środka, tak jak to można robić na polskim wybrzeżu. Za to można, a nawet trzeba podziwiać widoki, które stąd się roztaczają. W skrócie: błękitny ocean, błękitne niebo, wulkaniczne ostre, poszarpane skały, przepaść. Szczęśliwie jest tu też punkt widokowy, z barierkami, więc jak będzie mocno wiało, a będzie wiało na pewno, to jest się czego chwycić. Wiatr nas nie zdmuchnie. Przynajmniej nie tym razem 😉.
Museo del Queso Majorero- Antigua
To nie jest tylko muzeum sera! To przede wszystkim muzeum poszanowania do wartości i tradycji jaką na Fuerteventurze jest produkcja sera majorero. Ten kozi ser traktowany jest tu prawie jak dobro narodowe, nie dziwi więc fakt, że powstało również muzeum ku jego chwale. W miejscowości Antigua powstał kompleks, który łączy ze sobą muzeum sera, ogród kaktusów i innych roślin sucholubnych oraz wystawę poświęconą florze, faunie, wulkanicznej historii powstania Fuerteventury oraz ogólnie jej historii jako takiej. Zwłaszcza ta ostatnia część jest interaktywna, co na pewno spodoba się dzieciom. Nam najbardziej spodobał się symulator dojenia kozy😊, w części poświęconej serowi. Jeśli już o serze mowa, to kłaniamy się tu kozom zamieszkującym Fuerteventurę, które dają doskonałe tłuste, gęste mleko idealne do produkcji wszelkiej maści kozich serów. Kozy jak wiadomo są bardzo odporne na trudne warunki klimatyczne i środowiskowe oraz mają wysoką zdolność adaptacji. Czyli w skrócie- koza wszędzie wlezie i wszystko zeżre. Te na Fuerteventurze zaadaptowały do swojej diety również roślinność endemiczną dla tej wyspy, co przekłada się na wyjątkowy smak i skład ich mleka.
W kaktusowym ogrodzie znajduje się duża ilość endemicznych gatunków kaktusów, które rosną tylko na Fuerteventurze. Fuerteventura nigdy nie była zieloną wyspą, ale ekstensywny chów bydła, rolnictwo, pozyskiwanie drewna na opał i do budowy domów spowodowało, że to co zostało z jej pierwotnej roślinności, to głównie…kaktusy i gruboszowate. Człowiek jest trochę jak ta koza, wszędzie wlezie i wszystko zniszczy…
Oprócz kaktusów, serów i kóz swoje miejsce w tym muzeum ma również odrestaurowany wiatrak z oryginalną, wciąż działającą maszynerią. Wiatraki na Fuerteventurze były dość powszechne, gdyż służyły do mielenia ziarna i czerpania wody. Zawód młynarza był często przekazywany z pokolenia na pokolenie, a krajobraz Fuerteventury był bogato obsiany wyrastającymi na horyzoncie wiatrakami. Ogromne puste powierzchnie, silne wiatry idealnie sprzyjały młynarskiemu interesowi, a sama Fuerta była również nazywana „spichlerzem” Kanarów. Od XVIII wieku zaczęto budować wiatraki, których w sumie było około tysiąc. Wiatrak w muzeum jest otwarty dla zwiedzających, można wejść do środka i obejrzeć z bliska jego serce.
Na koniec zwiedzania można się udać na degustację kozich serów do małej restauracyjki. Dostajemy tu do skosztowania trzy różne odmiany: od najłagodniejszej do najbardziej wytrawnej i ostrej wersji koziego sera. Dla tych co koziego sera nie lubią mam dobrą wiadomość. Ser nie zabija ani smakiem, ani zapachem. Jest zaskakująco… smaczny. Zwłaszcza w towarzystwie domowej konfitury i orzechów.
Dodam, że jak za tą cenę biletów, to atrakcja jest bardzo fajna i obowiązkowa wręcz w trakcie pobytu. Dorośli 4 euro, dzieci do 3 lat za darmo, do 11 roku życia 2.5 euro. A kupując bilet łączony, który daje nam możliwość zwiedzenia jeszcze dwóch innych muzeów Museo de la Sal i „Los Molinos” Interpretacion Center, to cena 11.5 euro za osobę dorosłą wydaje się wręcz śmieszna. Ja bardzo poproszę takie ceny biletów do muzeów w Polsce!
Museo de la Sal- Salinas del Carmen
Niedaleko stolicy wyspy Puerto del Rosario znajdują się stare saliny, jedyne które są czynne do tej pory i są jednocześnie muzeum. W nich dowiecie się jak pozyskiwano sól morską z wody (i również piany morskiej!), jak wyglądała praca na salinach, jak składowano sól. Muzeum soli to w sumie około 26 100 m² terenu z czego niewielka część to sam budynek muzeum i część salin udostępniona do zwiedzania. Powstanie samych salin datuje się na około XVIII w. ale ich obecny kształt nadał im o wiele później, bo już w XX w. Manuel Velázquez Cabrera, który zainwestował w ich odbudowę, unowocześnienie i rozwój. Muzeum to ciekawa opcja na zwiedzanie, bo oprócz szczypty historii i muzealnych eksponatów można pospacerować wśród sadzawek z krystalizującą się solą morską (a raczej oceaniczną) i przekonać się jaki ogrom pracy musiał zostać włożony w wyprodukowanie jednej małej kupki soli. Dodatkową atrakcją jest na pewno szkielet wieloryba, który widać już z daleka. Wszyscy robią sobie przy nim zdjęcia. Z bliska😊… A w samym budynku muzeum znajduje się sklepik z pamiątkami, lokalnym rękodziełem, tutejszymi wiktuałami, restauracja oraz przestrzeń, którą można sobie wynająć w dowolnym celu. My akurat trafiliśmy na wystawę, głównie malarską, prac artystów z Fuerteventury. Ceny biletów kształtują się podobnie jak w muzeum sera i również można tu zaopatrzyć się w bilet łączony.
Reasumując, nie samymi plażami Fuerteventura stoi. Są tu również ciekawe miejsca ze szczyptą historii i zwyczajów, piękne trasy widokowe, szlaki turystyczne, ścieżki rowerowe oraz sztuka miejska w najlepszej postaci. Nie wszystko udało nam się tym razem zobaczyć i nie wszędzie dotrzeć, bo ograniczało nas skromne 7 dni i trochę wiek dzieci. Zresztą, zawsze trzeba sobie zostawić jakiś lekki niedosyt, żeby mieć nadzieję na kolejną podróż.
Rebeka von Jurgen
*Jeśli dotarliście do końca tego wpisu to koniecznie zostawcie po sobie ślad w komentarzu, udostępnijcie wpis na Facebook’u, komentarz tamże lub lajka:). Dla Was to zero 0️⃣,0️⃣0️⃣ kosztów, a dla mnie bezcenne statystyki i ruch na stronie, które są tak ważne w internetach dla osoby tworzącej treści i dzielącej się nimi. O motywacji do dalszego działania już nie wspomnę☺️✍️, ani o tym, że dobro wraca. Pamiętajcie!…